Dokładnie 30 lat temu, 6 lutego 1989 r., rozpoczęły się obrady Okrągłego Stołu. Dlaczego zdecydowano się właśnie na taką formę dyskusji?
Na fenomen okrągłego stołu należy spojrzeć w dwóch wymiarach. Po pierwsze, to mebel, który jest nośnikiem idei, bo zawiera w sobie mit harmonii arturiańskiej. Rycerze króla Artura zasiadali wedle tradycji przy takim okrągłym stole, przy którym żadne miejsce nie było uprzywilejowane. To właśnie sprzyja budowaniu idei konsensusu. Ten mit przełożony na wiek XX czy XXI sprawił, że politycznie był to bardzo użyteczny mebel. Po drugie, od strony czysto technicznej czy protokolarnej oprócz tego, że nie ma miejsc wyróżnionych, to może przy nim zasiadać nieparzysta liczba osób, co jest ważne w dyplomacji czy podczas skomplikowanych obrad. To pozwala na dialog i niesie ze sobą polityczny pokój.
Gdzie poza Polską wykorzystywano tę ideę?
Pomijając arturiańską legendę, drugim punktem odniesienia mogą być obrady w willi brytyjskiego polityka sir Williama Harcourta z 1887 r., który przy okrągłym stole chciał zażegnać konflikty w swojej Partii Liberalnej. Prawdę mówiąc, nie udało mu się to, ale idea dialogu przywróciła do życia politycznego termin „okrągły stół".
W momencie upadku komunizmu w Europie Środkowo-Wschodniej polski okrągły stół stał się wzorem dla podobnych rozwiązań w NRD po upadku muru berlińskiego. Działacze opozycji wschodnioniemieckiej wprost mówili, że inspirowali się polskimi obradami. Okrągłe stoły pojawiły się także na Węgrzech i w Bułgarii, ale one już tylko kopiowały polskie i niemieckie rozwiązania.