Każdego, kto uważa, że polskie czasopisma historyczne skazane są na zajmowanie się tylko narodową martyrologią, czeka niespodzianka. Temat numeru najnowszej „Karty” to dzieje polskich cyklistów. Pojawili się oni na naszych ziemiach już w latach 60. XIX wieku. A zanim wsiedli na rowery, używali trycyklów, welocypedów oraz bicyklów.
Machiny te wywoływały na polskich drogach sensację. I to nie tylko pośród ludzi. W 1919 roku fachowcy radzili początkującym cyklistom: „Będzie tedy cyklista jechał po ludnych ulicach z mierną szybkością i ostrożnie, wszelakie pojazdy mijał w lewo, a spotkawszy je zwolni jazdę i ominie konie możliwie wielkim łukiem. Skoro spostrzeże z daleka, że konie zaczynają się lękać i płoszyć, zejdzie z roweru, przemówi do koni jakieś uspokajające słowo i jak najprędzej oddali im z oczu”.
A oto jak cykliści podstępem zalegalizowali swój sztandar. „Car rosyjski Mikołaj II przybył do Warszawy [w 1897 roku]. Gdy powóz z carem zbliżał się, Wacław Gąsiorowski wyjął spod płaszcza sztandar, umieścił na drzewcu... Pochylił sztandar przed carem. Car spojrzał, zawahał się i zasalutował. Prawo zwyczajowe domu Romanowych zapewniało wszelaką nietykalność rzeczom, na które łaskawie spojrzał lub uhonorował je car rosyjski. Sztandar został zalegalizowany”.
Jak zwykle atutem „Karty” są fantastyczne archiwalne fotografie. W wypadku cyklistów wyjątkowo malownicze. Możemy zobaczyć przegląd wszelkich typów przedwojennych rowerów oraz budzących dziś uśmiech kolarskich strojów. Do tego rysunki, plakaty reklamujące pierwsze polskie „samojazdy” i okładki branżowych czasopism „Cyklisty” czy lwowskiego „Koła”.
Na szczególną uwagę zasługują zdjęcia przedstawiające wizytę cyklistów u prezydenta Stanisława Wojciechowskiego złożoną w Belwederze z okazji Święta 3 Maja w 1926 roku. – Witam Was, panowie cykliści! – zwrócił się prezydent do gromady ubranych w podkolanówki i pumpy wąsatych mężczyzn. „Karta”, jak zwykle, nie zawodzi.