Alarmujący artykuł na temat fatalnej kondycji finansowej polskich muzeów działających w byłych niemieckich obozach zagłady opublikowała Żydowska Agencja Telegraficzna (JTA). Według znanej z sympatii do naszego kraju dziennikarki Ruth Ellen Gruber dalsze istnienie placówek w Bełżcu, Sobiborze, Treblince, Majdanku czy Chełmnie jest poważne zagrożone.
Większość z dotacji na upamiętnianie miejsc masowej zagłady Żydów idzie bowiem na Auschwitz, który stał się "międzynarodowym symbolem Holokaustu". Dotyczy to zarówno pieniędzy przekazywanych przez Polskę, Niemcy, Izrael i inne państwa, jak i przez organizacje żydowskie. Pozostałe muzea znajdują się w cieniu tego największego i najsłynniejszego, przez co dociera do nich znikoma część funduszy.
– To bardzo smutne. Weźmy Sobibor, w którym siedziałem. Znajduje się w nim skromne, przaśne muzeum, które odwiedza garstka ludzi. A przecież w Sobiborze miało miejsce największe powstanie więźniów w całej okupowanej Europie! Zginęły tu setki tysięcy ludzi. Czy to jest coś, co nie zasługuje na przyzwoite upamiętnienie? – pyta w rozmowie z "Rz" Philip Bialowitz, jeden z ostatnich żyjących uczestników słynnego buntu w Sobiborze z 1943 r. – Powinno tam powstać wielkie, nowoczesne muzeum odwiedzane przez miliony.
Bialowitz zaznacza jednak, że polski rząd zobowiązał się ostatnio do przejęcia kontroli nad placówką, która do tej pory znajdowała się w gestii władz lokalnych, i zobowiązał się do zbudowania tam "muzeum z prawdziwego zdarzenia". To właśnie placówka w Sobiborze znajdowała się w najgorszej sytuacji. Nie stać jej było na opłatę rachunków, przed muzeum stanęło widmo zamknięcia.
Muzealnicy podkreślają jednak, że w innych placówkach także brakuje pieniędzy. Na wypłaty dla pracowników, projekty edukacyjne i przede wszystkim na prace konserwatorskie. Szczególnie niepokojące jest to ostatnie, bo jeżeli sytuacja nie ulegnie zmianie, byłe niemieckie obozy mogą ulec zniszczeniu i przestać istnieć.