Niemieccy dokumentaliści, autorzy filmu "Tiananmen - 20 lat później", dotarli do wielu dysydentów żyjących na emigracji. W oparciu o unikatowe materiały archiwalne zrekonstruowali też tragiczne wydarzenia z 1989 roku na Placu Niebiańskiego Spokoju w Pekinie. Przypominają, że wszystko zaczęło się od manifestacji studentów po śmierci Hu Yaobenga, przywódcy Komunistycznej Partii Chin sprzyjającego reformom. Studenci obawiali się, że polityczne zmiany w Chinach będą zagrożone. Zaczęli gromadzić się na słynnym dziś placu.
Nie mieli przywódcy, ale codziennie organizowali pokojowe manifestacje. Kiedy rządowy dziennik napisał, że to „bunt wymierzony w rewolucję”, podjęli pokojową formę protestu – strajk głodowy. Jednocześnie domagali się wolności słowa i swobody przy zakładaniu stowarzyszeń. Po kilku dniach władza wprowadziła stan wyjątkowy, żądając, by strajkujący opuścili plac. Mimo to Tiananmen wciąż okupowało sto tysięcy ludzi.
– Nie widzieliśmy powodów do obaw – wspomina Zhang, jeden z uczestników tamtych wydarzeń. – Skutecznie zatrzymywaliśmy żołnierzy. Gdzieś w kraju pewna starsza kobieta usiadła na środku drogi. W rękach miała tylko wachlarz. Zatrzymała kolumnę setek pojazdów wojskowych. Wszyscy tłumaczyliśmy żołnierzom, o co nam chodzi. Słuchali nas. Czasem płakali.
Zapanowała radosna atmosfera – na Placu Tiananmen powołano pierwszy niezależny samorządny związek zawodowy. Wieczorem studenci zorganizowali wzorowany na Woodstock festiwal muzyki rockowej. Ale wkrótce doszło do szturmu wojska. 3 czerwca wieczorem na placu rozległy się strzały. – Biegnący obok mnie student nagle usiadł – wspomina jeden z uczestników zdarzeń. – Pochyliłem się, złapałem go za kołnierz i powiedziałem: „Wstań. Musimy uciekać”. Ale on gasł w oczach. Uświadomiłem sobie jak kruche jest ludzkie życie.
Według oficjalnych danych zabitych zostało 319 ludzi, ale według szacunków międzynarodowych organizacji ofiar było około trzech tysięcy. Wielu manifestantów musiało uciekać za granicę. W Paryżu do dziś mieszka były dowódca studenckiego zwiadu na Tiananmen – Zhang Jian. Przyjechał tam po 12 latach ukrywania się w Chinach. Han Donfang, nazywany „chińskim Wałęsą”, który wygłaszał radykalne przemówienia w imieniu wolnych związków zawodowych, spędził w więzieniu dwa lata bez procesu, a potem został deportowany do Hongkongu.