Wojciech Krzywda z Krasieńca Zakupnego w podkrakowskiej gminie Iwanowice ma 81 lat. Jest jednym z niespełna 300 żyjących chrześniaków prezydenta Ignacego Mościckiego. Kilka dni temu wysłał list do Bronisława Komorowskiego z prośbą, by za ostatniego prezydenta II RP spłacił „honorowy" dług.
O co chodzi? W 1926 roku specjalnym dekretem Ignacy Mościcki postanowił, że każdy siódmy chłopak w rodzinie, która go o to poprosi, zostanie wpisany jako jego chrześniak.
Kandydatów na chrześniaków szukali urzędnicy prezydenckiej kancelarii i władze lokalne. Rodzina przyszłego chrześniaka musiała być rdzennie polska i niekarana. Bardzo rzadko do chrztu trzymał ich osobiście prezydent. Zazwyczaj robił to wyznaczony przez niego urzędnik. W czasie uroczystości dziecko otrzymywało drugie imię Ignacy.
Z byciem chrześniakiem prezydenta RP wiązały się przywileje. Chrzestne dzieci prezydenta dostawały od państwa książeczkę oszczędnościową, a na niej 50 zł (równowartość połowy ówczesnej pensji nauczycielskiej) na ?6 proc. Mieli też przywilej bezpłatnej nauki w kraju i za granicą, także na studiach wyższych, stypendium, bezpłatne przejazdy i opiekę zdrowotną. Ulgi na komunikację miało też rodzeństwo chrześniaka. Pieniędzy z książeczki nie można było wybrać aż do pełnoletności.
Strach przed komuną
Tak było do 1 września 1939 roku – do wybuchu II wojny światowej. Po jej zakończeniu rodziny prezydenckich chrześniaków głęboko schowały książeczki z wizerunkiem Ignacego Mościckiego, bojąc się szykan ze strony władz PRL. Tym, którzy pokazywali swoje czerwone książeczki w banku, urzędnicy doradzali ich spalenie i nieprzyznawanie się do żadnych związków z sanacyjną władzą. Wielu miało też kłopoty z dostępem do szkół i znalezieniem pracy.