Historycy podkreślają, że "nikt nie może kwestionować bohaterstwa wojennego i powojennego cierpienia Witolda Kieżuna". "Ujawnione w niniejszym tekście okoliczności i przebieg współpracy prof. Kieżuna z komunistycznym aparatem represji w jakikolwiek sposób nie unieważniają jego dokonań bojowych podczas Powstania Warszawskiego" – podkreślają autorzy.
Jak piszą, prof. Kieżun miał nawiązać współpracę z bezpieką wiosną 1973 r., gdy był już wziętym naukowcem specjalizującym się w prakseologii (teoria sprawnego działania) i docentem (z habilitacją) w Polskiej Akademii Nauk. "Okoliczności, w jakich doszło do nawiązania kontaktów Kieżuna z bezpieką, były nieco przypadkowe i nakierowane na zupełnie inną osobę z jego kombatanckiego kręgu towarzyskiego" - relacjonują historycy.
"Kieżun opowiadał funkcjonariuszom lub sporządzał przy tym swoje doniesienia w taki sposób, by ich treść wpisywała się w ówczesny klimat ideowy. Często przypisywał swoim ofiarom żydowskie pochodzenie i związki z „wypędzonymi" w marcu 1968 r." - czytamy w "Do Rzeczy".
Tygodnik zamieścił na swoich łamach odpowiedź prof. Kieżuna na zarzuty historyków. Naukowiec twierdzi, że Cenckiewicz i Woyciechowski chcieli go zdyskredytować.
"Artykuł Sławomira Cenckiewicza i Piotra Woyciechowskiego tak bezwzględnie mnie pogrążający jest wprost przerażający swoją wiarą w wartość dowolnie wybranych materiałów bezpieki w bardzo małym procencie uzyskanych w czasie przesłuchań, bo takich w moim przypadku nie było więcej niż dziewięć–dziesięć, a w dużej większości z setek zarejestrowanych i czytanych listów (...), podsłuchu rozmów, podsłuchu laserowego zainstalowanego w moim mieszkaniu, podsłuchu telefonicznego, a także wyboru fragmentów moich opracowań z dziedziny zarządzania (...)" - pisze na łamach "Do Rzeczy" profesor.