– Wszyscy musimy pamiętać. Jeśli wy będziecie pamiętać, jeśli nauczycie innych, żeby pamiętać, wtedy dla tych potworności nie będzie odtąd miejsca na ziemi. My, ocaleni, nie chcemy, by przyszłość naszych dzieci wyglądała jak nasza przeszłość – apelował podczas głównej ceremonii obchodów 70. rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz Roman Kent, jeden z jego byłych więźniów. Mimo upływu 70 lat od końca jego koszmaru wspomnienia były na tyle żywe, że nie był w stanie powstrzymać łez.
– Jesteście najważniejszymi uczestnikami dzisiejszych uroczystości – mówił do ocalonych prezydent Bronisław Komorowski. W sumie przyjechało ich około 300. Troje wygłosiło przemówienia, w których z perspektywy świadków historii przypomnieli o zbrodniach, jakich w trakcie wojny dopuszczali się Niemcy. Ich przejmujące, wysłuchiwane w milczeniu relacje ukazywały okrucieństwo okupantów i związane z nim osobiste dramaty ofiar.
– Cienkie jak patyki nogi wlepione w ciężkie drewniaki. Przepaść upadku i niewyobrażalnej męki. Przekleństwa, ordynarne wyzwiska, bicie i tortury oraz kary śmiertelne. Myślałam, że spalą mnie w końcu w tym krematorium i nigdy nie zaznam miłosnego pocałunku, o którym czytałam jeszcze przed Auschwitz – wspominała Helena Birenbaum.
Kazimierz Albin przypominał zaś, że sposobem obrony przed cierpieniem były ucieczki. – By wynieść dokumenty zbrodni SS, by przekazać światu prawdę o obozie i z bronią w ręku walczyć z okupantem – tłumaczył. Jak zastrzegł, jedynie 10 proc. z nich kończyło się sukcesem. W jednej z nich brał udział sam, ale ceną była deportacja do obozu jego matki i córki.
Obchody 70. rocznicy wyzwolenia obozu przyciągnęły uwagę całego świata. Na uroczystości przybyli przedstawiciele ponad 50 państw, w tym koronowane głowy i prezydenci.