23 sierpnia przypada 80. rocznica zawarcia umowy, która podzieliła wspomniane pięć państw między Trzecią Rzeszę i Związek Radziecki. Dlatego w historiografii naszego kraju jest często określana jako „czwarty rozbiór Polski”. Ofiarą umowy padła także Finlandia. Porozumienie obejmowało ponadto terytoria dziś niepodległej Ukrainy i Białorusi.
Minister Przydacz nie chciał podać szczegółów dotyczących deklaracji. Wiadomo jednak, że wpisuje się ona w kampanię polskich władz na rzecz „przywrócenia prawdy historycznej dotyczącej genezy wybuchu drugiej wojny światowej”. Z tego właśnie powodu Polska nie zaprosiła na obchody 1 września przedstawicieli Rosji, która nie zamierza uznać udziału ZSRR w doprowadzeniu do najbardziej krwawego konfliktu w historii Europy.
Ale Moskwa nie chce ustąpić. W środę szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow otworzył wystawę w Moskwie, która na podstawie dokumentów archiwalnych ma udowodnić, że Związek Radziecki nie był sprzymierzeńcem Hitlera.
– Mamy do czynienia z próbami pomniejszenia lub przykrycia całkowitym milczeniem roli Związku Radzieckiego w pokonaniu nazizmu, oczyszczenia zbrodniarzy, zrównania katów i ich ofiar, podważenia wyniku wojny oraz orzeczenia trybunału w Norymberdze. Cel takich działań jest jasny. Nie chodzi tylko o oczernienie Rosji jako spadkobierczyni Związku Radzieckiego, ale także ukrycie negatywnej roli niektórych państw jako kolaborantów reżimu Hitlera, usprawiedliwienia ekscesów neonazistów oraz usprawiedliwienie bezczelnej wojny przeciwko pomnikom poświęconym żołnierzom-wyzwolicielom – oświadczył Ławrow.
Polska bardzo starannie odróżnia jednak rolę Związku Radzieckiego w walce z Trzecią Rzeszą w chwili wybuchu wojny oraz już po rozpoczęciu przez Hitlera operacji Barbarossa 22 czerwca 1941 r. Zaproszenie do udziału w 75. rocznicy wyzwolenia niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz w styczniu przyszłego roku zostanie skierowane do przedstawicieli rosyjskich władz.