Na początku lat 30. XX wieku sowieckie władze przeprowadziły kolektywizację rolnictwa. Zaczęły też bezwzględnie egzekwować od chłopów obowiązkowe dostawy produktów rolnych. Efektem był chaos na wsi i Wielki Głód na Ukrainie w latach 1932–1933. Według najbardziej wiarygodnych szacunków pochłonął 3,4–3,9 mln ofiar.
Wśród nich byli też Polacy mieszkający na Ukrainie. – Niestety, nie mamy precyzyjnych szacunków dotyczących liczby ofiar wśród Polaków. Pojawiają się wielkości rzędu 20–60 tys. osób, a z najnowszych badań wynika, że było ich ok. 35 tys. – mówi prof. Robert Kuśnierz, historyk z Akademii Pomorskiej w Słupsku. – Jeśli nawet przyjmiemy, że zginęło 20 tys. Polaków, tragedia pod względem liczby ofiar jest porównywalna z Katyniem.
Te osoby w końcu zostaną w Polsce upamiętnione. W tym tygodniu zostanie rozpisany konkurs na budowę w Warszawie pomnika Polaków Ofiar Wielkiego Głodu.
Ma stanąć na warszawskich Powązkach Wojskowych. – W tym tygodniu zwrócimy się też do władz miasta o zgodę na lokalizację monumentu – mówi Michał Dworczyk, poseł PiS i członek komitetu budowy pomnika. – Założyliśmy, że pomnik zostanie zaprojektowany i wybudowany jeszcze w tym roku. Ofiarom Wielkiego Głodu należy się upamiętnienie, bo to ważna karta w historii polskiego narodu. Zdaniem posła ta karta niestety popadła w zapomnienie. Powodem było oczywiście to, że w PRL nie wolno było poruszać tematu stalinowskich represji wobec Polaków.
Profesor Robert Kuśnierz mówi, że problem z pamięcią o Wielkim Głodzie zaczął się jednak już w II Rzeczypospolitej. – Gdy badałem materiały MSZ i wywiadu wojskowego z tamtego okresu, uderzył mnie brak informacji o tym, że w Wielkim Głodzie ginęli Polacy. Sprawę opisywano ogólnie jako tragedię wsi, w której umierają chłopi – mówi historyk.