I wojna światowa pozostawiła po sobie setki tysięcy sfrustrowanych żołnierzy niemieckich, którzy nie bardzo mogli się odnaleźć w powojennej rzeczywistości. Żołnierzy, którzy często – zanim trafili na front – nie zdążyli zakosztować normalnego cywilnego życia. Wracających z frontu czekała ponura rzeczywistość pogrążonego w kryzysie gospodarczym kraju wstrząsanego rewolucyjnymi zamieszkami, które traktowane były przez większość z nich jako przejaw zdrady narodowej, mityczny nóż wbity w plecy walczącej na frontach niemieckiej armii. Nic zatem dziwnego, że te żołnierskie masy dość szybko dały się zagospodarować nie mniej sfrustrowanym niemieckim oficerom. Tak powstały niemające wcześniej swego odpowiednika w nowożytnej historii wojskowości prywatne armie – tzw. Freikorps (niem. wolne korpusy). Gwoli prawdy: nie do końca były one zjawiskiem nowym. Ich protoplastą były bowiem jednostki utworzone jeszcze w czasach napoleońskich, czyli złożony w większości ze studentów ochotniczy korpus Lützowa. Jego historia była jednak krótka. Do walki wyruszył bowiem w marcu 1813 r., a już w czerwcu tego samego roku został rozbity, jego niedobitki zaś wcielono do regularnej armii.
Czytaj więcej
W zachodniej historiografii dominuje narracja mówiąca o tym, że kampania polska 1939 r. była dla niemieckich sił zbrojnych szybką i łatwą „przechadzką”. Nawet jednak oficjalne i zaniżone statystyki strat najeźdźców wskazują na silny i zacięty opór Wojska Polskiego.
Jednostki do pacyfikowania zamieszek i strajków
Powstałe po I wojnie świtowej formacje ochotnicze funkcjonowały bez większych przeszkód (choć z przerwami) przez ponad cztery lata, od 1918 do 1922 r. W tym czasie wsławiły się m.in. bezwzględnym pacyfikowaniem wszelkich ruchów rewolucyjnych w Niemczech. Brały także udział w tłumieniu wszystkich trzech powstań śląskich oraz zostały wykorzystane do walk o przyłączenie do Niemiec Zagłębia Saary i krajów nadbałtyckich.
Formalnie jako organizacja paramilitarna Freikorpsy nie były częścią sił zbrojnych Niemiec. Ale to właśnie niemiecki rząd w przeważającej części finansował te jednostki. Środki na ten cel nie były jednak w jakikolwiek sposób wydzielone, lecz pochodziły z różnych budżetów. Równocześnie „swoje” Freikorpsy mieli także np. bogaci magnaci przemysłowi i latyfundyści. Zarówno niemiecki rząd, jak i „prywatni właściciele” wykorzystywali Freikorpsy w tym samym celu: do tłumienia, najczęściej dość krwawego, wszelkich wystąpień rewolucyjnych i strajków. Rząd niemiecki korzystał z nich także w tych miejscach, w których niespecjalnie mógł się w tym czasie posłużyć wojskami regularnymi.
W tym właśnie sensie działania i sposób funkcjonowania Freikorpsów niewiele różniły się od tego, na jakich zasadach funkcjonują dziś rosyjskie oddziały najemnicze pokroju Grupy Wagnera. Podobieństwa można dostrzec zarówno w sposobie finansowania, stawianymi przed nimi celami, rzeczywistej podległości interesom państwa, jak i w lojalności jedynie wobec dowódców (będzie o tym dalej mowa) czy też ostatecznych losach tych formacji.