Polacy i Turcy: przeciwnicy, ale nie wrogowie

Rozgromieni w 1683 r. przez Jana III Sobieskiego Osmanowie zachowali respekt dla ginącej Rzeczypospolitej, nie uznając zaborów Polski. Przez całe dziesięciolecia, kiedy państwa polskiego już nie było, do rytuału dworu sułtańskiego należało zapytanie podczas ceremonii państwowych: „Czy poseł Lechistanu już przybył?”.

Publikacja: 12.09.2024 21:00

„Bitwa pod Cecorą, 1620 r.” – obraz olejny Witolda Piwnickiego z 1878 r.

„Bitwa pod Cecorą, 1620 r.” – obraz olejny Witolda Piwnickiego z 1878 r.

Foto: Galeria Sukiennice

Zapewne ktoś się oburzy na tytuł tego artykułu. Przecież przez ok. 25 lat Polska toczyła ciężkie wojny z imperium osmańskim. Przez te ćwierć wieku do niewoli tureckiej trafiły dziesiątki, a może nawet setki tysięcy polskich chrześcijan i żydów. Po dwóch przegranych przez nas bitwach Turcy zbezcześcili zwłoki naszych dowódców: po klęsce wojsk chrześcijańskich w bitwie pod Warną w 1444 r. mieli wysłać głowę króla Władysława Warneńczyka do Stambułu, a w roku 1620 po bitwie pod Cecorą odesłali sułtanowi głowę hetmana wielkiego koronnego Stanisława Żółkiewskiego. Przez następne dwa lata turecki władca kazał ją trzymać zatkniętą na pice przed wejściem do swojego pałacu.

Odległe niebezpieczeństwo

Wbrew pozorom nie można jednak mówić o zakorzenionej nienawiści między oboma narodami. Bardzo trafnie ujął to wybitny badacz dziejów polskiej wojskowości profesor Jan Wimmer. W swojej monumentalnej pracy „Wiedeń 1683”, wydanej w trzechsetną rocznicę bitwy pod Wiedniem, napisał znamienne słowa: „Świadomość przeciętnego Polaka tkwi w przekonaniu, iż Turcy byli jednym z najgroźniejszych wrogów Polski w dawnych wiekach, że toczono z nimi częste i ciężkie walki. Pogląd ten zrodził się z eksponowania wojen tureckich przez historiografię i literaturę piękną, z utrwalania epizodów z nich, a w szczególności świetnych zwycięstw pod Chocimiem i Wiedniem, na sztychach i płótnach przez grafików i malarzy. W rzeczywistości bezpośrednich konfliktów zbrojnych pomiędzy Polską a Turcją było niewiele i wszystkie one, z wyjątkiem epizodów u schyłku XV wieku i w pierwszej ćwierci XVI w., sprowadzały się do czterech, jakie miały miejsce w XVII w., a trwających łącznie ok. 25 lat. Do wrażenia nieustannych zmagań z wyznawcami Mahometa przyczyniają się częste istotnie walki z najazdami tatarskimi, jakie z niewielkimi przerwami toczono od XIV aż do końca XVII w.”.

Czytaj więcej

Wiedeń 1683: bezsprzeczne i bezdyskusyjne zwycięstwo

Czy zatem polska literatura, sztuka i historiografia nie eksponują przesadnie wojen z Turcją jako państwem nieustannie zagrażającym naszemu bezpieczeństwu narodowemu od XV do XVIII stulecia?

Przez pierwsze 450 lat drugiego tysiąclecia po Chrystusie kwestia rozwijającego się zagrożenia tureckiego była dla Polaków sprawą niemal nieistotną. Upadek Konstantynopola otrzeźwił Europejczyków, ale nie zrobił jeszcze piorunującego wrażenia na naszych przodkach. Wiedziano, że należy się szykować do długiej walki o to, aby nie podzielić losu Bizancjum, ale Turcy byli daleko od nas i nikt w czasie zmagań z Krzyżakami podczas wielkiej wojny w 1410 r. nie zawracał sobie głowy tureckim zagrożeniem.

Profesor Jan Wimmer pisał: „Pierwsze podboje tureckie na terenie Europy w XIV w. nie wzbudziły w Polsce większego zainteresowania; prowadzone były na obszarach odległych, a uwagę skupiało w tym czasie narastające niebezpieczeństwo ze strony zakonu krzyżackiego. Toteż w wyprawie ostatniej koalicji państw chrześcijańskich, dowodzonej w 1396 r. przez króla węgierskiego Zygmunta Luksemburczyka, znanego z niechętnego stosunku do Polski, wzięła udział jedynie nieokreślona liczba ochotników polskich”.

Czytaj więcej

Jan III Sobieski, lew Lechistanu

Kara za nadgorliwość

Dopiero 4 sierpnia 1444 r. nastąpiła zmiana za sprawą podstępnego legata papieża Eugeniusza IV na Węgry, kardynała Giuliano Cesariniego, który przekonał króla Polski i Węgier Władysława Jagiellończyka do odrzucenia pokoju z sułtanem Muradem II. Giuliano Cesarini zrobił kawał złej roboty. To przykład prawdziwego intryganta politycznego, który potrafił poważnie namieszać w historii.

Nasz młody naiwny władca uległ jego namowom. Marzyła mu się sława obrońcy chrześcijaństwa i wyzwoliciela Ziemi Świętej. Profesor Jan Wimmer napisał: „(…) W wyprawach antytureckich Władysława Jagiellończyka znacznie bardziej angażowało się rycerstwo polskie, nie zaś państwo polsko-litewskie”. Młody król zapłacił za swoją nadgorliwość najwyższą cenę. 10 listopada 1444 r., odrzucając wschodni model dowodzenia, sam ruszył na czele hufca królewskiego do bitwy toczącej się na polach pod miastem Warna. Król został otoczony przez janczarów, którzy najpierw zabili jego konia, a kiedy monarcha upadł na ziemię, janczar Kodża Hyzyrm miał mu obciąć głowę (alternatywną wersję wydarzeń przypomniał Paweł Łepkowski w „Rzeczy o Historii”, 19 lipca br.: „Tajemnica śmierci Władysława Warneńczyka”). Legenda głosi, że uciętą głowę polskiego władcy podarowano sułtanowi, który rozkazał przechowywać ją w garnku miodu. Tę bajkę najchętniej jednak rozpowszechniali sami Turcy. Miała działać odstraszająco na chrześcijańskich władców, którzy chcieliby popełnić błąd Warneńczyka.

Koalicja, z którą w 1444 r. wiązano w Europie wielkie nadzieje na pokonanie Turków, legła w gruzach. Zapewne dopiero wtedy Polacy zaczęli odczuwać niepokój lub dyskomfort, że ich monarcha zginął w takich okolicznościach. Ten niepokój zaczął narastać, kiedy w 1484 r. sułtan Bajazyd II zajął Białogród i Kilię, kluczowe dla polskiego handlu mołdawskie porty u wybrzeża Morza Czarnego. Rok później król Kazimierz Jagiellończyk postanowił pomścić brata i poprowadził wyprawę karną ku Mołdawii. Nie doszło jednak do starcia obu armii. Pragmatyczny polski władca zgodził się na układ podpisany w Kołomyi, tym samym mieście, w którym 25 lat wcześniej hospodar mołdawski Stefan III Wielki złożył mu hołd poddańczy.

Czytaj więcej

Geneza bitwy pod Wiedniem

Syn Kazimierza Jagiellończyka, król Jan Olbracht, przyjął inną strategię i próbował siłą odzyskać utracone porty mołdawskie. Zapłacił za tę próbę bardzo wysoką cenę. Jego ekspedycja wojenna w 1479 r. skończyła się klęską pod murami Suczawy i ucieczką rozbitych wojsk polskich w lasach koło Koźmina. Turcy niczym wataha wilków poczuli smak polskiej krwi.

Dwa lata później odwetowa wyprawa turecka dotarła aż po Sanok oraz Przeworsk. Nie oszczędzano nikogo. Kto nie zginął, ten trafiał na targi niewolników w miastach imperium osmańskiego. Ta lekcja była dla nas tak dotkliwa, że kiedy w 1526 r. Turcy ruszyli na podbój Węgier, Królestwo Polskie zachowało neutralność i nie udzieliło bratankom wsparcia. Porażka wyprawy Jana Olbrachta pozostawiła trwałe piętno w pamięci Polaków. Dlatego w 1533 r., mimo coraz groźniejszej sytuacji w Europie, król Zygmunt Stary, wzorując się zapewne na pragmatyzmie swojego ojca, podpisał pokój wieczysty z sułtanem Sulejmanem. Jagiellon odrzucił habsburski pomysł utworzenia koalicji antytureckiej i zapewnił swojemu królestwu 87 lat spokoju.

Mściciel Jan III Sobieski

Przyczyn wybuchu wojny w 1620 r. było wiele i nie wszystkie są dzisiaj dla nas zrozumiałe i klarowne. To były już inne czasy oraz odmienne układy. Konflikt sprowokowali bez wątpienia Kozacy, którzy na wzór Tatarów złupili cztery tureckie miasta, w tym przede wszystkim Warnę, i dotarli nawet na przedmieścia Stambułu. Po roku ciężkich walk i dotkliwych strat po obu stronach 9 października 1621 r. podpisano traktat pokojowy. Ceną tej wojny była śmierć dwóch wspaniałych dowódców: hetmana wielkiego koronnego Stanisława Żółkiewskiego i hetmana wielkiego litewskiego Jana Chodkiewicza oraz niewola hetmana wielkiego polnego Stanisława Koniecpolskiego. Kolejne dwie wojny z Osmanami były pokłosiem tej z 1620 r., choć sułtański poseł Szahin aga przekonywał w Warszawie, że wyprawa turecka w latach 1633–1634 była prywatną wojną Abazy paszy, bez zgody sułtana.

Dwa kolejne konflikty polsko-tureckie, do których doszło w latach 1672–1676 oraz 1683–1699, to czas, kiedy na scenę historii wkracza postać nieprzeciętna – wnuk i mściciel Stanisława Żółkiewskiego, hetman wielki koronny, a później król Jan III Sobieski. Jego dwa wielkie zwycięstwa – pod Chocimiem w 1673 r. i pod Wiedniem w roku 1683 – kończą epokę naszych wojen z Turcją. I choć w artykule tym omówiłam bardzo pobieżnie jedynie konflikty, to należy podkreślić, że nigdy Polska i Turcja nie dążyły bezpośrednio do konfrontacji. Wojny były najczęściej skutkiem skomplikowanych zewnętrznych układów politycznych. Te niecałe 25 lat wojen było tylko niewielkim fragmentem wieloletnich, poprawnych, a nawet bardzo dobrych stosunków politycznych i handlowych między naszymi państwami.

Zapewne ktoś się oburzy na tytuł tego artykułu. Przecież przez ok. 25 lat Polska toczyła ciężkie wojny z imperium osmańskim. Przez te ćwierć wieku do niewoli tureckiej trafiły dziesiątki, a może nawet setki tysięcy polskich chrześcijan i żydów. Po dwóch przegranych przez nas bitwach Turcy zbezcześcili zwłoki naszych dowódców: po klęsce wojsk chrześcijańskich w bitwie pod Warną w 1444 r. mieli wysłać głowę króla Władysława Warneńczyka do Stambułu, a w roku 1620 po bitwie pod Cecorą odesłali sułtanowi głowę hetmana wielkiego koronnego Stanisława Żółkiewskiego. Przez następne dwa lata turecki władca kazał ją trzymać zatkniętą na pice przed wejściem do swojego pałacu.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia świata
Geneza systemu dwupartyjnego w USA
Historia świata
Nie tylko Putin. Ukraina spaloną ziemią Stalina
Historia świata
Masakra w My Lai
Historia świata
Samolot z gumy i lotnik na sznurku. Odkrywcze projekty
Historia świata
Krzysztof Kowalski: Szukać trzeba do skutku