Telewidzów na całym świecie, przywykłych do złotych czy marmurowych, cesarskich i królewskich tronów mgła szokować skromność tego mebla. Ale – tu uwaga – fakt, że monarcha zasiadł właśnie na nim, ma niewyobrażalnie ważne znaczenie symboliczne. Ów mebel bowiem, w istocie niezbyt efektowny, tuż pod siedziskiem kryje ważną tajemnicę. To rodzaj drewnianej szuflady czy półki, na której kładzie się zwietrzały kawałek czerwonego piaskowca, zwanego „kamieniem ze Scone”.
W najbliższych dniach szkocka świętość wróci do ojczyzny, by złożyć kolejną wizytę w Westminster przy kolejnej koronacji Windsorów
Legend o tym kawałku skały są dziesiątki, niemniej kilka spraw jest całkiem pewnych. Ułomek piaskowca, nazywany „Kamieniem Przeznaczenia”, „kamieniem mówiącym”, czy „kamieniem proroczym”, pochodzi z historycznego opactwa Scone, położonego nad rzeką Tay, na północ od szkockiego miasta Perth. Dziś to miejsce nieco zapomniane, ale dla Szkotów wciąż święte. W opactwie od czasów króla Kennetha I (810 – 858 r. po Chrystusie), koronowano królów Szkocji. Integralną częścią ceremonii było usadzenie kandydata na króla na „kamieniu proroczym”. Wierzono, że kamień odrzuci uzurpatora, a prawowity władca, uświęcony tajemną mocą skały, zyska legitymację do sprawowania władzy. Kamień ze Scone wskazywał kolejnych królów Szkocji przez ponad czterysta lat, dopóki go nie ukradł i nie wywiózł do Londynu w 1296 roku król Anglii Edward I Długonogi, pogromca Szkotów i sławny kat Williama Wallace, znanego z filmu „Braveheart”.
Od tej pory „Kamień Przeznaczenia” spoczywał w Westminster Abbey i służył koronacjom kolejnych królów Anglii oraz Wielkiej Brytanii. Dlaczego był tak ważny dla Edwarda? Otóż nie tylko z tego powodu, że symbolizował przejęcie przez Londyn kontroli nad buntowniczą Szkocją. Przede wszystkim dlatego, że był ważną relikwią. Dziejopisowie średniowieczni dowodzili, że kamień służył patriarsze Jakubowi za poduszkę, kiedy ten doznał objawienia w Betel. Wraz z narodem żydowskim spędził potem kilka stuleci w Egipcie, by być wywiezionym za radą Mojżesza Nilem na brzegi morza, a potem do Hiszpanii. Mówi się, że kolejne wieki spędził w Irlandii jako słynny Lia Fáil, aż w końcu trafił na swoje, wybrane przez Boga miejsce w Scone. W brytyjskiej, 700-letniej „niewoli” znajdował się do 1996 roku, kiedy pod naciskiem szkockich nacjonalistów został zwrócony narodowi z północy. Umowa podpisana z Pałacem Westminster przewidywała jednak możliwość wypożyczenia go od Szkotów na kolejne koronacje królewskie w Londynie. I tylko dzięki temu mógł się znaleźć w sobotę pod najbardziej wstydliwą częścią ciała króla Karola III.
Swoją drogą z uwagą obserwowałem czy syn królowej Elżbiety II odda mu należny szacunek. Niczego takiego nie dostrzegłem. W najbliższych dniach szkocka świętość wróci do ojczyzny, by złożyć kolejną wizytę w Westminster przy kolejnej koronacji Windsorów. A kiedy do niej dojdzie? Tego nie wiemy. Natomiast wie to na pewno kawałek czerwonego piaskowca o rozmiarach 65 na 40 cm, gruby na 25 cm.