O rzeczywistym celu ataku tym mniej wiadomo, im mocniej badania prowadzone przez dekady podważają przyczyny, a nawet przebieg bombardowania więzienia w Amiens. Bez dostępu do zamkniętych archiwów nadal błądzimy w sztucznej mgle szpiegowskich gier operacyjnych. Wypada zacząć od kanonicznej wersji wydarzeń.
Legenda
W obliczu nieuchronnego lądowania aliantów w Europie w 1943 r. nadmorska część Francji była polem zawziętej bitwy wywiadów. Stawka była wyższa niż tajemnice Wału Atlantyckiego i lokalizacja wyrzutni V-1, gdyż wynik przesądzał o kontroli nad przyszłym zapleczem frontu.
Niestety, marzenie Churchilla o „podpaleniu Europy” zmierzało w północnej Francji do fiaska. W tajnej rozgrywce Niemcy zdobyli przewagę, skutecznie pacyfikując brytyjskie służby i miejscowe organizacje sprzeciwu. Przez szokującą niedbałość (niektórzy twierdzą, że zdradę) oficerów nadzoru Londyn aż do kwietnia 1944 r. tkwił w błogiej nieświadomości, że utrzymuje kontakty radiowe z organizacją Hermanna Giskesa z Abwehry, podczas gdy prawdziwi agenci siedzieli w niemieckich więzieniach i obozach koncentracyjnych. Kontrola nad kodami i większością stacji nadawczych pozwoliła Niemcom przejmować zrzuty wprost z nieba.
Operacją „Jerycho” dowodził kpt. Percy Pickard (zginął w czasie tej akcji)
Nie lepiej miał się ruch oporu Francuzów, infiltrowany przez szpicli i płatnych kolaborantów. Wielu z nich, jak siatka Luciena Pieri z okolic Amiens, zmieniło denuncjacje w lukratywny interes. Tylko w regionie Pikardii jesienią 1943 r. aresztowano 12 tys. prawdziwych lub domniemanych członków podziemia. Trzon Résistance – od Normandii po Dunkierkę – był prawie rozbity, a w celach Gestapo lądowali ostatni przywódcy.