Dzieje cywilizacji są ściśle powiązane z historią i rozwojem transportu, a rozwój transportu niekiedy zaskakuje. „Sirius" był pierwszym statkiem, jaki przepłynął Atlantyk – z Cork (Irlandia) do Nowego Jorku, korzystając wyłącznie z siły maszyny parowej. Ponieważ pod koniec rejsu zabrakło węgla, rąbano pokład i palono tym drewnem. „Sirius" zawinął do portu 4 kwietnia 1838 r. Kilka godzin po nim do Nowego Jorku dotarł drugi parowiec – „Great Western", który 15 dni wcześniej wypłynął z Bristolu. Po drodze jednak na statku wybuchł pożar. Załoga tak była pochłonięta gaszeniem ognia, że nie zauważyła, jak statek wpływa na mieliznę.
Na kolejnych parowcach wybuchały kotły, zapalał się węgiel, urywały się koła napędowe, ale nic już nie mogło uratować kapitanów żaglowców i załóg potrafiących je obsługiwać. Z mórz i oceanów od drugiej połowy XIX stulecia w szybkim tempie znikały żagle – pozostawały jedynie na jachtach turystycznych i regatowych, na fregatach, szkunerach, brygach, keczach i kutrach szkoleniowych hartujących przyszłych oficerów marynarek wojennych i handlowych.
Przejście od naturalnej wiatrowej siły napędowej do mechanicznej przyspieszyło transport, uczyniło go bardziej niezawodnym i przewidywalnym. Jednak ceną za to jest większy koszt transportu. Paliwo – mazut, ropa, metan, wodór, akumulatory – jest droższe od bezpłatnego wiatru, dlatego armatorzy zaczęli poszukiwać sposobów na obniżenie kosztów transportu, a tym samym – na zwiększenie zysku. Bo taka jest natura armatorów, co zauważył Sebastian Fabian Klonowic w poemacie „Flis" wydanym w Krakowie w 1595 r.:
„Okręt najpierw wymyśliła chciwość,
Nie tak potrzeba abo dolegliwość;