Wielka czystka Sikorskiego

Kwestia zemsty nad sanacją przesłoniła paryskiemu rządowi emigracyjnemu sprawę obrony interesów Polski. Wyżywając się nad swoimi dawnymi przeciwnikami politycznymi, rozpoczął on absurdalną i haniebną kampanię propagandową wymierzoną w II RP.

Publikacja: 23.03.2023 22:00

Pożegnanie Stanisława Kota, ambasadora RP w ZSRR, przed odlotem na placówkę. Od lewej: Władysław Sik

Pożegnanie Stanisława Kota, ambasadora RP w ZSRR, przed odlotem na placówkę. Od lewej: Władysław Sikorski, Stanisław Kot i minister Stanisław Stroński. Londyn, 2 września 1941 r.

Foto: Datka Czesław/NAC

Sondaż przeprowadzony w USA na jesieni 1939 r. wykazał, że w oczach Amerykanów „postacią w Europie najbardziej bohaterską i sławną” był Stefan Starzyński, prezydent Warszawy. Można zrozumieć, że wyniki tej ankiety były mocno nie w smak Niemcom. Jeszcze bardziej zirytowały one jednak pracowników aparatu propagandy rządu generała Władysława Sikorskiego. W ich oczach Starzyński był przecież przedstawicielem znienawidzonej sanacji. „Nie chcemy Starzyńskiego! Trzymajmy się z daleka od osób, złączonych choćby luźno ze sprawcami klęski!” – mówiono w jednej z audycji polskiego radia nadawanej z Paryża. Ta sama rozgłośnia przekonywała, że „to nie wybuch wulkanu Polskę zasypał”, tylko „przeklęta swołocz z zaleszczyckiego mostu”.

Ekipa Sikorskiego przedstawiała w swojej propagandzie przedwojenną Polskę jako kraj niemal faszystowski, w którym były tylko Bereza, Brześć i pacyfikacja Małopolski Wschodniej. Kwestionowała polskie prawa do Zaolzia (co szybko wykorzystali Czesi), a nawet konstytucję kwietniową – na której opierała swoją władzę. Doszło nawet do kuriozalnej sytuacji, gdy rządowy „Głos Polski” cytował na poparcie swojej antysanacyjnej narracji spreparowany przez niemiecką propagandę „list 15-letniej Polki” oskarżającej byłego ministra spraw zagranicznych Józefa Becka o „zdradę za pieniądze”.

„Nawet połączone wysiłki oszczerczej propagandy Goebbelsa i nikczemne wymysły moskiewskiego Kremla nie dawały w sumie swej nawet części tego ohydnego błota, jakie na umęczoną Polskę wylewano w Paryżu z polskich kubłów!” – pisał emigracyjny historyk Władysław Pobóg-Malinowski (przed wojną oficer WP).

Zemsta frustratów

Generał Józef Kuropieska wspominał, że wysłuchał kiedyś prelekcji oficera będącego zagorzałym „sikorszczakiem” poświęconej krzywdom, jakie Piłsudski wyrządził Sikorskiemu. Kuropieska po wysłuchaniu tego wykładu był mocno zdumiony, bo z jego treści wynikało, że Piłsudski traktował swojego rywala bardzo przyzwoicie. W 1920 r. powierzył mu dowodzenie armią na ważnym strategicznie kierunku, a później rekomendował go na szefa Sztabu Głównego i na premiera. Kuropieska nie zdawał sobie jednak sprawy z tego, że Sikorski był osobą niezwykle pamiętliwą, dla której najmniejsza zniewaga sprzed wielu dekad potrafiła być bolesną raną. Był też człowiekiem o wielkich ambicjach politycznych, pozbawionym jednak talentu do uprawiania polityki metodami demokratycznymi. Sam widział siebie jako wielkiego przywódcę, który jako jedyny mógł ocalić naród przed klęską, i miał wielki żal do sanacji, że nie przydzieliła mu wysokiego stanowiska dowódczego w 1939 r. Zapewne gdyby dostał wówczas dowództwo armii, skończyłoby się to tragicznie, gdyż Sikorski od 1928 r. pozostawał poza służbą czynną, a Wojsko Polskie przeszło spore zmiany techniczne i organizacyjne, odkąd pełnił on w nim funkcje dowódcze. Marszałek Śmigły-Rydz chciał jednak okazać łaskę Sikorskiemu i prawdopodobnie szykował dla niego stanowisko łącznika pomiędzy armiami polską i francuską. Tę wielką ambicję i pragnienie zemsty za prawdziwe i wydumane krzywdy stale podsycali u Sikorskiego jego współpracownicy – zazwyczaj przedwojenni politycy „drugiego” i „trzeciego” garnituru, którzy kampanię 1939 r. widzieli jedynie z perspektywy cywilnych uchodźców.

Wspólne posiedzenie rządu RP i Rady Narodowej. Drugi od prawej: wicepremier Stanisław Mikołajczyk, z

Wspólne posiedzenie rządu RP i Rady Narodowej. Drugi od prawej: wicepremier Stanisław Mikołajczyk, z dokumentami w dłoniach: premier Władysław Sikorski, a za premierem: minister Henryk Strasburger i Stanisław Kot. Angers (Francja), 1940 r.

Datka Czesław/NAC

Kampanią propagandową rządu Sikorskiego sterował minister ds. dokumentacji i informacji Stanisław Stroński. Ten endecki polityk i zarazem mason mający korzenie żydowskie w 1922 r. nakręcał prasową kampanię nienawiści przeciwko prezydentowi Gabrielowi Narutowiczowi. Kampanię obfitującą w akcenty antysemickie i antymasońskie. Po zamachu na Narutowicza uznano go powszechnie za moralnego sprawcę zabójstwa prezydenta. Stroński był znany z nienawiści do Piłsudskiego. W 1920 r. wykreował legendę mówiącą, że to francuski generał Maxime Weygand, a nie „dyletant Piłsudski”, opracował plan Bitwy Warszawskiej. I takiemu właśnie nieodpowiedzialnemu hejterowi i politycznemu frustratowi Sikorski powierzył kierowanie polskim aparatem propagandowym…

Złym duchem Sikorskiego był również wicepremier Stanisław Kot. Ten dawny austriacki lojalista był przed wojną profesorem na Uniwersytecie Jagiellońskim oraz politykiem Stronnictwa Ludowego. W czasie wojny czuwał nad tym, by z Rumunii i Węgier nie przedostawali się na Zachód „sanacyjni” oficerowie. Snuł też intrygi mające na celu skłócenie Sikorskiego z gen. Władysławem Andersem i gen. Stefanem Grotem-Roweckim. To ludzie Kota karmili Naczelnego Wodza absurdalnymi historyjkami o tym, że Beck na rumuńskim internowaniu kieruje jakimś gigantycznym spiskiem wymierzonym w Sikorskiego.

W 1941 r. został ambasadorem RP w Kujbyszewie, przy rządzie sowieckim. Choć miał wówczas możliwość wyciągnięcia byłego premiera Aleksandra Prystora z więzienia, to nie podjął żadnych działań w jego sprawie i przyczynił się w ten sposób do śmierci tego zasłużonego bojowca PPS. Choć Stalin w rozmowie z Sikorskim otwarcie nazwał Kota „durniem” (Sikorski jakoś nie protestował…), to Kot próbował później robić karierę w Polsce Ludowej. W latach 1945–1947 był ambasadorem w Rzymie, by w trakcie czystek wymierzonych w PSL udać się znów na emigrację.

Jedną z szarych eminencji rządu Sikorskiego był pułkownik Izydor Modelski. Pełnił funkcję II zastępcy ministra spraw wojskowych i szefa gabinetu ministra, de facto odpowiadając za politykę kadrową w wojsku odbudowywanym we Francji. Próbował na tym stanowisku budować kult własnej osoby. Aparat propagandowy w wojsku starał się wówczas przekonywać żołnierzy, by nie śpiewali piosenek o marszałku Piłsudskim, tylko pieśni o Sikorskim, Hallerze, ministrze spraw wojskowych Marianie Kukielu czy o… Modelskim. Próby budowania kultu Modelskiego były jednak z góry skazane na klęskę. Zdawano sobie sprawę z tego, że w Legionach kierował grupą konfidentów donoszących do władz austriackich o „wymierzonych w monarchię” wypowiedziach żołnierzy i oficerów. Pamiętano też, że podczas zamachu majowego Modelski, dowodzący pułkiem piechoty stacjonującym w Cytadeli Warszawskiej, ogłosił neutralność. Jego właśni oficerowie zamknęli go wówczas w klozecie i ruszyli wraz z pułkiem na pomoc wojskom Piłsudskiego. O ile po maju 1926 r. wielu oficerów, którzy stanęli po stronie rządu i wykazali się wówczas charakterem i zdolnościami, mogło dalej robić kariery (tak jak np. Anders i gen. Gustaw Paszkiewicz), o tyle Modelskiego wyrzucono z armii za to, że wykazał się skrajną nieudolnością i bał się wówczas opowiedzieć po którejś ze stron. Tej tragikomicznej postaci powierzono 10 października 1939 r. kierownictwo „Komisji dla rejestracji faktów i zbierania dokumentów” mających ustalić odpowiedzialność za klęskę wrześniową. Zbigniew Błażyński pisał później, że komisja ta została przekształcona na „biuro śledcze, w którym Modelski pełnił funkcję inkwizytora”. Z niesmakiem działalność tej komisji wspominał m.in. gen. Kukiel, czyli bezpośredni zwierzchnik Modelskiego. Kuropieska opisywał natomiast, jak w 1946 r. Modelski, który w międzyczasie dostał awans generalski od komunistów, jako szef podległej warszawskiemu reżimowi Misji Specjalnej Wojska Polskiego w Londynie taszczył przy sobie teczkę z jakimiś papierzyskami i stale się odgrażał, że ma w niej dokumenty dotyczące września 1939 r. „obciążające” wielu oficerów Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Psuł tym samym pracę Kuropiesce, który usilnie starał się tych oficerów przekonywać do powrotu do Polski.

Poradnik negatywnego myślenia

Klęska wrześniowa była niewątpliwie szokiem psychologicznym dla całego narodu i naturalne jest, że powszechnie obwiniano za nią ówczesny rząd i dowództwo. Polacy nie mieli jednak wówczas możliwości jej oceny we właściwej skali i kontekście. Na jesieni 1939 r. nikt nie spodziewał się przecież, że Niemcy w niecałe dwa miesiące podbiją później Francję, że staną pod Moskwą i Aleksandrią, a niemiecka potęga zostanie złamana dopiero w wyniku wspólnego wysiłku USA, Wielkiej Brytanii, ZSRR i kilku tuzinów innych państw. Ekipa Sikorskiego starała się natomiast podkreślać i wyolbrzymiać winę poprzednich władz za przegraną w niemożliwym do wygrania starciu z dwiema największymi europejskimi potęgami. Sanacji zarzucano więc, że nie zbudowała „polskiej Linii Maginota” ani większych wojsk pancernych, niż posiadali Niemcy. Całkowicie ignorując fakty, twierdzono też, że polityka Becka była „nieustanną” współpracą z Hitlerem. Polskim żołnierzom przybywającym do Francji wręczano ulotkę autorstwa gen. Kukiela, nakazującą im „nie zapominać, że reprezentują wojsko pobite i zwyciężone, naród upokorzony i zwyciężony, pozbawiony państwa”.

Osoby posiadające realną wiedzę o przebiegu kampanii jesiennej 1939 r. – takie jak płk Józef Jaklicz, ówczesny zastępca szefa Sztabu Naczelnego Wodza – nie mogły się doprosić o możliwość podzielenia się wnioskami dotyczącymi niemieckiego blitzkriegu. Nowa ekipa z góry już przecież założyła, że jedyną przyczyną klęski była „nieudolność” i „zdrada” poprzednich władz. W iście stalinowskim stylu żądano więc samokrytyki od oficerów. „Ilustracją nastrojów panujących wśród oficerów na moim skromnym szczeblu pracy był na przykład fakt zwrócenia się do mnie jednego z moich byłych podkomendnych, oficerów Oddziału III Sztabu NW, z propozycją, bym spowodował rozprawę sądową nad sobą jako szefem tego Oddziału. W jego mniemaniu była to najlepsza droga oczyszczenia mnie i mych podkomendnych od zarzutów, które pod naszym adresem skierowywano. Przyprowadził on innego oficera sztabowego, który zaczął do mnie przemówienie od słów: »Czy zależy panu pułkownikowi na tym, by synowi przekazać czyste nazwisko?«. Odpowiedziałem, że sprawy nie będę wszczynał, gdyż:

– moi najwyżsi przełożeni (b. Nacz. Wódz i szef Szt. Nacz. Wodza) są nieobecni i nie mogą dawać oświadczeń, a wyjaśnienie szeregu spraw musiałoby być przez nich dokonane; nie mogę dopuścić, by ich zaocznie oskarżano; – nie widzę, kto by w warunkach chwili mógł tego sądu dokonywać;

– nie poczuwam się do winy i nie widzę, bym zhańbił swoje nazwisko” – wspominał generał Stanisław Kopański, późniejszy dowódca Brygady Karpackiej w Tobruku i szef Sztabu Naczelnego Wodza.

Propaganda rządu Sikorskiego wzywała, by składano zeznania przed komisją Modelskiego i że tylko „skończony łajdak” uchyli się od tego „obowiązku”. Często naciskano na oficerów i urzędników do składania „odpowiednich” zeznań, grożąc im pozbawieniem posad. Wielu świadków składało mało istotne, fałszywe lub wręcz absurdalne zeznania. Komisja próbowała oczernić m.in. płk. Ignacego Matuszewskiego, który zorganizował akcję ewakuacji polskich rezerw złota. Oficjalnie zarzucono mu m.in. to, że za państwowe pieniądze kupił w aptece parę proszków na ból głowy. (Rezerwy złota uratowane przez Matuszewskiego ekipa Sikorskiego zostawiła później podczas ewakuacji z Francji na portowym nabrzeżu. Zostały przejęte przez władze Vichy i wysłane do Afryki. Tylko dzięki naciskom Amerykanów udało się je uratować). Modelski sklecił z podobnych „przypadków zdrady” liczący ponad 300 stron raport, który przedstawił sojusznikom. Sojusznicy przyjęli go z zażenowaniem. Sami starali się hamować zapędy ekipy Sikorskiego do rozliczania poprzednich polskich władz.

– Śmieszny naród! Przyszli tu jako żebracy i od razu zażądali trybunałów karnych i obozów koncentracyjnych! – stwierdził Alexis Léger, sekretarz generalny francuskiego MSZ.

Sojusznicy nie rozumieli też, czemu ekipa Sikorskiego utrudnia wydostanie przedstawicieli dawnych polskich władz z rumuńskiego internowania. Beck, Śmigły-Rydz i Mościcki byli przecież „nosicielami tajemnic” posiadającymi ogromną wiedzę o grze dyplomatycznej, która doprowadziła do wojny światowej, i gdyby znaleźli się w rękach sprzymierzonych z Rumunami Niemców, mogłoby to przynieść duże szkody aliantom. W sprawie zgody na wyjazd prezydenta Mościckiego do Szwajcarii interweniował więc osobiście u Rumunów amerykański prezydent Roosevelt. Wstawiał się też za Beckiem i planował załatwić mu posadę wykładowcy na jednym z uniwersytetów w USA. Wysiłki aliantów były jednak stale sabotowane przez ludzi Sikorskiego. Robili wszystko, by utrudnić Beckowi i Śmigłemu ucieczkę z Rumunii i posuwali się nawet do informowania Rumunów o próbach ich ucieczki. Gdy były premier gen. Felicjan Sławoj Składkowski napisał do Sikorskiego list z prośbą o przydzielenie go jako zwykłego lekarza do polskiej armii we Francji, Sikorski opryskliwie mu odpowiedział, by siedział dalej w Rumunii. Składkowski miał jednak żonę Francuzkę, która skutecznie wstawiła się za nim u swojego rządu, by załatwił mu fałszywy paszport umożliwiający ucieczkę na Bliski Wschód.

Około 100 polskich oficerów i generałów, którym udało się przedostać do Francji, zamknięto w utworzonym w listopadzie 1939 r. obozie internowania w Cerizay. Kryteria, według których decydowano o ich internowaniu, były najczęściej absurdalne. Jako „jedni ze sprawców klęski wrześniowej” trafili tam m.in.: gen. Stanisław Rouppert, będący naczelnym lekarzem Wojska Polskiego, gen. Stanisław Kwaśniewski, prezes Ligi Morskiej i Kolonialnej, czy gen. Mikołaj Osikowski, jeden z bohaterów wojny 1920 r., pozostający od 1923 r. w stanie spoczynku. Ci ludzie w żaden sposób nie mogli zagrozić władzy gen. Sikorskiego. On jednak z jakiegoś powodu uważał ich za śmiertelne zagrożenie dla siebie. Po klęsce Francji oficerów tych przeniesiono do obozu internowania na szkockiej wyspie Bute (nazywanej przez Polaków Wyspą Węży). Przez ten obóz przeszło około 1,5 tys. ludzi. Część z nich tam zmarło, jak np. major Mieczysław Paluch, inicjator i faktyczny pierwszy dowódca powstania wielkopolskiego. Na wyspę Bute trafiali też ludzie niezwiązani z sanacyjnymi władzami, którzy w jakiś sposób podpadli wojskowym biurokratom Sikorskiego. Trafił tam choćby kpt. pilot Janusz Meissner. Ów popularny pisarz został tam wysłany za wydanie jednego numeru gazetki satyrycznej „Polski Spitfire”. Przekonał się w ten sposób, że ludzie Sikorskiego nie mają poczucia humoru…

Kalanie gniazda

Gdy minister Aleksander Ładoś (znany dzisiaj głównie z ratowania Żydów podczas służby na placówce konsularnej w Szwajcarii) wygłosił we francuskiej miejscowości Argenteuil przemówienie potępiające przedwojenną Polskę, spotkał się z negatywną reakcją miejscowych Polaków. Jeden z nich, stary emigrant, przedstawiający się jako Błażyński, odpowiedział Ładosiowi: „Ja jestem stary człowiek, nieuczony na uniwersytetach, i powiem prosto: zacny panie ministrze, bardzo zły to ptak, co do własnego gniazda sra”.

Marszałek Józef Piłsudski z grupą oficerów. Widoczny m.in. generał Władysław Sikorski (trzeci z praw

Marszałek Józef Piłsudski z grupą oficerów. Widoczny m.in. generał Władysław Sikorski (trzeci z prawej). Zdjęcie sprzed 1928 r.

NAC

Do konsulatu polskiego w Lille i ambasady w Paryżu polscy górnicy z północnej Francji kilkukrotnie słali delegacje protestujące przeciwko szkalowaniu przedwojennej Polski przez rząd Sikorskiego. Wskazywały one, że taka propaganda „bije w ich uczucia narodowe” i sprawia, że Francuzi na nich gorzej patrzą. Mówili to ludzie, których z przedwojennej Polski wygoniła bieda.

Nagonka na II RP nie spotkała się też z sympatią wśród mas żołnierskich. Okazją do politycznych demonstracji były 11 listopada oraz 19 marca, czyli dzień imienin Piłsudskiego. „W dniach 11 listopada i 19 marca nie zakazywano udziału w nabożeństwach, ale wymagano »aktu odwagi«, ten bowiem, kto chciał iść w tym dniu do kościoła, musiał prosić zwierzchnika o »zwolnienia na godzinę od zajęć służbowych«. Jeśli w Paryżu, gdzie przewagę ilościową miała przerażona, potulna i – jak zawsze – prostytuująca się politycznie inteligencja urzędnicza, a w kościele na 19 marca obecnych [spośród nich] można było policzyć na placach rąk, to w wojsku, mimo konieczności stawania do raportu z prośbą o »zwolnienie od zajęć«, oddziały prawie wszędzie czwórkami maszerowały do kościołów. W izbach żołnierskich wisiały fotografie Marszałka, oplecione barwnymi wstążkami, na wiosnę kwiatami także. W tworzących się pułkach i ośrodkach wyszkolenia wszędzie rozbrzmiewały, jak w Polsce, stare piosenki; nowe wywoływały tylko niepochlebne komentarze i szydercze przeróbki” – pisał Pobóg-Malinowski.

W nagonce na przedwrześniową Polskę prześcigali się natomiast niektórzy literaci, którym za sanacji żyło się bardzo dobrze. Symbolem tej postawy stał się Antoni Słonimski, który napisał wierszyk o tym, jak to w Paryżu zaprosił do bistra przedwrześniowego ministra, któremu nawymyślał i wyrzucił kopniakiem z bistra.

8 czerwca 1940 r. wojska niemieckie szły na Paryż. Co w tym czasie robił rząd Sikorskiego? Utworzył kolejną komisję ds. zbadania odpowiedzialności za klęskę wrześniową. W skład niej weszli: Modelski, Stanisław Mikołajczyk, Herman Lieberman, Karol Popiel i prof. Winiarski. Miała ona prawo odbierać polskie obywatelstwo „sprawcom klęski”. Kot chciał nawet, by mogła ona odbierać obywatelstwo tym ludziom, którzy złożą „niezadowalające” zeznania. Nie zdołała jednak zabrać się do pracy – z oczywistej przyczyny. Klęska Francji i nieudolnie przeprowadzona ewakuacja polskich żołnierzy uderzyły w autorytet gen. Sikorskiego. Już mniej był skłonny do takich publicznych rozliczeń. Nie znaczy to jednak, że przestał być pamiętliwy. Gdy na jesieni 1941 r. złożył wizytę w Tobruku, to w pierwszych słowach skierowanych do gen. Kopańskiego wyraził niezadowolenie z tego, że w gazetce wydawanej w Egipcie przez Brygadę Karpacką znalazł się artykuł poświęcony edukacji podpisany przez byłego ministra Wacława Jędrzejewicza. Sikorski uznał to za sprawę ważniejszą od walk brygady w Tobruku.

W ostatnich miesiącach życia w charakterze Sikorskiego widać było jednak zmianę. Podczas wizyty na Bliskim Wschodzie wykonywał drobne pojednawcze gesty, m.in. pozwalając orkiestrze wojskowej na zagranie „Pierwszej Brygady”. Zaczął też dystansować się od takich intrygantów jak Kot. Gesty te były jednak już mocno spóźnione. Gdy więc rozeszła się wieść o śmierci premiera na Gibraltarze, zdarzało się, że polscy oficerowie pili „zdrowie Liberatora”. Niektórzy utrzymują więc, że Sikorski poległ w wojnie domowej. Wojnie, którą niestety sam rozpętał.

Sondaż przeprowadzony w USA na jesieni 1939 r. wykazał, że w oczach Amerykanów „postacią w Europie najbardziej bohaterską i sławną” był Stefan Starzyński, prezydent Warszawy. Można zrozumieć, że wyniki tej ankiety były mocno nie w smak Niemcom. Jeszcze bardziej zirytowały one jednak pracowników aparatu propagandy rządu generała Władysława Sikorskiego. W ich oczach Starzyński był przecież przedstawicielem znienawidzonej sanacji. „Nie chcemy Starzyńskiego! Trzymajmy się z daleka od osób, złączonych choćby luźno ze sprawcami klęski!” – mówiono w jednej z audycji polskiego radia nadawanej z Paryża. Ta sama rozgłośnia przekonywała, że „to nie wybuch wulkanu Polskę zasypał”, tylko „przeklęta swołocz z zaleszczyckiego mostu”.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia Polski
Spieszmy się czcić bohaterów, tak szybko odchodzą
Historia Polski
Dziś, Jutro, Pojutrze – historia Szarych Szeregów
Historia Polski
Paweł Łepkowski: Kłamstwo w sprawie losu Warszawy
Historia Polski
Paweł Łepkowski: Narodziny Polskiego Państwa Podziemnego
Historia Polski
Początki chrystianizacji: każdy krzyż wykonano z drewna