Bardziej trafnie, niż sprowadzić reparacje wojenne do kiełbasy wyborczej obecnego polskiego rządu, Paweł Łepkowski uczynić nie mógł („Reparacje wojenne nie są kiełbasą wyborczą”, „Rzeczpospolita”, 9 września 2022 r). Jego oburzenie, wywołane nie tylko utratą bliskich podczas II wojny, ale i strat osobowych i materialnych Polski, dyktuje mu własny kompas moralny. Tyle że w polityce właściwe jest, co zabrzmi brutalnie, podążanie nie za impulsem moralności, lecz wymiernych korzyści.
Przykłady z przeszłości
Owszem, w naszych czasach aspekt moralny awansował do jednej ze składowych splotu, który polityka pcha do działania. Nigdy jednak samodzielnie. Przykłady na to z przeszłości bliższej czy dalszej wypełniłyby grube tomy. Nieprzypadkowo sekretarz stanu USA Henry Kissinger ze smutkiem w oczach informował prezydenta Richarda Nixona, że kolega z natowskiego obozu, niemiecki kanclerz Willy Brandt, wprawdzie zachorował, ale lekarze wykluczyli raka. Niestety. Co prezydenta faktycznie bardzo zmartwiło, skoro w tym czasie Brandt wydarł Waszyngtonowi monopol na odprężenie ze Wschodem.
By pozostać w obszarze niemieckim: polski biskup Bolesław Kominek przecierał oczy ze zdumienia, gdy jego brat w biskupstwie kardynał Julius Döpfner bez podania przyczyny odmówił wspólnego wystąpienia w niemieckiej telewizji, by w ten sposób przyjść mu z odsieczą po tym, jak na Kominka w kraju wylewano pomyje za pojednawczy list do biskupów niemieckich. List, napisany językiem teologii, naruszył rację stanu polskich komunistów.
A skoro pojawił się już wątek watykański, instytucji reprezentującej moralny porządek, to warto przytoczyć mało znane zdarzenie. Na konferencji w Genui (1922 r.) wysłannik papieża Piusa XI Giuseppe Pizzardo trącał się na statku kieliszkiem szampana z Gieorgijem Cziczerinem, wysłannikiem samego Lenina, niecałe dwa lata po bitwie warszawskiej, która przed bolszewicką nawałnicą broniła chrześcijańskiej Europy. Niestety, często racje moralne w obszarze polityki tracą swój moralny walor i otrzymują stricte polityczny polor.
Dlatego bardziej, niż sugeruje to Paweł Łepkowski, odszkodowania wojenne nie są moralnym „aktem sprawiedliwości dziejowej”, lecz raczej zadośćuczynieniem wypłacanym nie przez winnego wybuchu wojny, lecz przegranego w niej. Są zadośćuczynieniem płynącym do skarbca zwycięzcy. Po wojnie Bismarcka z Napoleonem III głęboko do kieszeni musieli sięgnąć pokonani Francuzi (1871 r.), a po I wojnie światowej – przegrani Niemcy. Reparacje obywały się świetnie bez moralnych i prawnych podstaw. Po 1871 r. Niemcy siłą zabrały sobie Lotaryngię i Alzację, w 1918 r. Francja odebrała z powrotem obydwie prowincje, a do spółki z Wielką Brytanią i Belgią – niemieckie kolonie, razem z tamtejszym niemieckim majątkiem. Przestępstwa wojenne nie odgrywały żadnej roli. Wszystkie strony I wojny światowej używały gazów bojowych. Ale za ten proceder przeciwnicy Niemiec i Austrii nie zostali ukarani.