Husaria to fenomen, o którym słyszał chyba każdy. Widać to chociażby po popularności filmów, książek czy gadżetów związanych z tą najpiękniejszą kawalerią w historii nie tylko Polski, ale i Europy. Któż z nas nie pamięta polskiej reprezentacji piłki nożnej z motywami skrzydeł husarskich na koszulkach podczas mistrzostw świata rozgrywanych w Niemczech w 2006 r.? Co prawda skrzydła te nie poniosły nas do ostatecznego zwycięstwa, ale do walki zagrzewały na pewno, przynajmniej w wygranym meczu z Kostaryką. Dziś na ulicach polskich miast i miasteczek, a nawet nie tylko polskich, bo również tych, w których mieszka Polonia, nietrudno o „zetknięcie się” z husarzem na koszulce.
Co tak naprawdę wiemy o tej jeździe? Czy czasami husarzy nie mylimy z huzarami, którzy nie byli odziani w zbroje i nigdy nie trzymali w dłoniach kopii? Skrzydlaci rycerze z piórami drapieżnych orłów czy egzotycznych strusi, odziani w skóry wilcze, rysie, a nawet tygrysie i lwie, budzili – i wydaje się, że nadal budzą – respekt.
Siła pasjonatów
– Husaria, gdy istniała, zawsze budziła wielkie uznanie – mówi Radosław Szleszyński z Olsztyna, który skrzydlatą jazdą interesuje się od ponad dwóch dekad. – Nawet w czasach PRL-u produkcje filmowe Jerzego Hoffmana rozpalały wyobraźnię. Dały pewien asumpt do tego, aby głębiej zainteresować się barwną historią XVII wieku. Po 1989 r. wiele dla popularyzacji husarii wnieśli pasjonaci, którzy zaczęli rekonstruować tę najpiękniejszą z jazd. Wielkie znaczenie dla nadania jej rozgłosu miała Chorągiew Komturstwa Gniewskiego z kasztelanem Jarosławem Struczyńskim na czele (przez wiele lat podczas rekonstrukcji bitwy pod Grunwaldem wcielał się również w postać wielkiego mistrza krzyżackiego Ulricha von Jungingena). Znaczenie miały także defilady związane ze świętem Wojska Polskiego, w których udział brała husaria.
– Pamiętam pierwszą defiladę, sprzed bodajże pięciu laty, kiedy po raz pierwszy pokazaliśmy się na ulicach Warszawy, i to na 40 koniach – dodaje Szleszyński. – Powiem nieskromnie, że zrobiliśmy wrażenie na mieszkańcach, a później głośno o nas było również w mediach. Naukowo temat zaczął zgłębiać m.in. Radosław Sikora. Miało to duże znaczenie, bo za czasów PRL-u o husarii ukazała się zaledwie jedna niewielka publikacja.
Husaria jest dla młodego pokolenia nie tylko czymś zjawiskowym i oryginalnym, jeżeli chodzi o wygląd, ale również dowodem na to, że podczas bitew można odnosić spektakularne zwycięstwa. W naszej historii pamiętamy szczególnie o tych, którzy składali swoje życie na ołtarzach przegranych bitew, wojen i powstań. Husaria pokazuje nam jednak tę drugą stronę, w której to my odnosiliśmy zwycięstwa. Z każdym. Król Szwecji Karol X Gustaw powiedział, że gdyby miał taką jazdę, to podbiłby nie tylko Turcję, ale i cały świat. Niestety, zeszła ona z areny dziejów historii razem z Pierwszą Rzecząpospolitą. Dziś jest przywoływana na różne sposoby. Kilka lat temu jedno ze środowisk związanych z posłem Markiem Jakubiakiem zapoczątkowało akcję „Husaria przed pałac”, której celem jest to, aby przed Pałacem Prezydenckim wartę pełnili husarze...