Sąsiedzi pili i się awanturowali. Ale do sądu nikt nie szedł

Marcin Zaremba, historyk z Uniwersytetu Warszawskiego

Aktualizacja: 03.04.2018 11:11 Publikacja: 02.04.2018 19:11

Sąsiedzi pili i się awanturowali. Ale do sądu nikt nie szedł

Foto: stock.adobe.com

"Rzeczpospolita": Życie sąsiedzkie to nie idylla. Wiele sporów, wywołanych m.in. graniem na trąbce czy stukaniem obcasami, trafia do sądów. Czy sądy rozstrzygały tego typu sprawy również w czasach PRL?

Dr hab. Marcin Zaremba: Nie, po pierwsze dlatego, że ówczesne społeczeństwo było biedniejsze. Aby pójść do sądu, trzeba było wynająć prawnika, wejść w świat bardzo kosztowny, który do tego był nieznany, obcy. W PRL nie było np. seriali o prawnikach. Ludzie unikali tego świata. Po drugie, nie przeprowadzano się tak często jak teraz. Po wielkiej migracji z lat 1945–1946 ludzie bardzo często mieszkali w tym samym domu od momentu wprowadzenia się aż do śmierci. Na Śląsku, ale też w miejscowościach, gdzie były PGR, czy dużych miastach – kosmopolitycznych, z dużymi blokami, jak Warszawa, Poznań, Kielce czy Gdańsk – ludzie często mieszkali ze sobą po sąsiedzku przez kilkadziesiąt lat. W związku z tym bardzo dobrze się znali i więzi sąsiedzkie były silniejsze. Dziś jest inaczej – ciągle się przeprowadzamy, zmieniamy mieszkania na nowe.

Czytaj więcej, wiedz więcej!
Rok dostępu za 99 zł.

Tylko teraz! RP.PL i NEXTO.PL razem w pakiecie!
Co zyskasz kupując subskrypcję?
- możliwość zakupu tysięcy ebooków i audiobooków w super cenach (-40% i więcej!)
- dostęp do treści RP.PL oraz magazynu PLUS MINUS.
Historia
Obżarstwo, czyli gastronomiczne alleluja!
Historia
Jak Wielkanoc świętowali nasi przodkowie?
Historia
Krzyż pański z wielkanocną datą
Historia
Wołyń, nasz problem. To test sprawczości państwa polskiego
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Historia
Ekshumacje w Puźnikach. Po raz pierwszy wykorzystamy nowe narzędzie genetyczne