Dostęp na ROK tylko za 79zł z Płatnościami powtarzalnymi BLIK
Subskrybuj i bądź na bieżąco!
Aktualizacja: 03.04.2018 11:11 Publikacja: 02.04.2018 19:11
Foto: stock.adobe.com
"Rzeczpospolita": Życie sąsiedzkie to nie idylla. Wiele sporów, wywołanych m.in. graniem na trąbce czy stukaniem obcasami, trafia do sądów. Czy sądy rozstrzygały tego typu sprawy również w czasach PRL?
Dr hab. Marcin Zaremba: Nie, po pierwsze dlatego, że ówczesne społeczeństwo było biedniejsze. Aby pójść do sądu, trzeba było wynająć prawnika, wejść w świat bardzo kosztowny, który do tego był nieznany, obcy. W PRL nie było np. seriali o prawnikach. Ludzie unikali tego świata. Po drugie, nie przeprowadzano się tak często jak teraz. Po wielkiej migracji z lat 1945–1946 ludzie bardzo często mieszkali w tym samym domu od momentu wprowadzenia się aż do śmierci. Na Śląsku, ale też w miejscowościach, gdzie były PGR, czy dużych miastach – kosmopolitycznych, z dużymi blokami, jak Warszawa, Poznań, Kielce czy Gdańsk – ludzie często mieszkali ze sobą po sąsiedzku przez kilkadziesiąt lat. W związku z tym bardzo dobrze się znali i więzi sąsiedzkie były silniejsze. Dziś jest inaczej – ciągle się przeprowadzamy, zmieniamy mieszkania na nowe.
W Tokio pierwszą linię uruchomiono 30 września 1927 r., co wówczas dało Japonii pierwsze miejsce w Azji. Współcz...
Spodziewając się inwazji alianckiej na zachodnie wybrzeże Europy, Niemcy rozstawili pod koniec maja 1944 r. wzdł...
Operacja, której nadano kryptonim „Overlord”, zakładała przełamanie umocnień Wału Atlantyckiego na pięciu najbar...
Martwa armia Kambyzesa II, zaginiona gdzieś na egipskiej Pustyni Zachodniej. I jej lustrzane odbicie – powtarzan...
Polski bank z wyróżnieniem w kategorii Metaverse. Międzynarodowe jury doceniło innowacyjną kampanię Pekao dla młodych klientów.
Żyjący na przełomie IV i V w. Sokrates Scholastyk, grecki historyk Kościoła starożytnego, wspomina w swojej wiel...
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas