Słowa Rumkowskiego należy osadzać w żydowskim, naturalnym dla niego kulturowo-religijnym kontekście. Użyte przez niego cytaty są, moim zdaniem, jednoznaczne – zdawał sobie sprawę z tego, że wywiezionym grozi śmierć. Wyznaczał ich jednak, ponieważ wiedział, że jeśli nie zrobi tego sam, zajmą się tym ci, o których w swoich przemówieniach mówił „inni”, czyli Niemcy. W świetle żydowskiego prawa jego czyn mógł znaleźć usprawiedliwienie, ponieważ „usuwani” byli dwudziestowieczną odmianą moserów – wszechobecnych w diasporalnej historii informatorów, zdrajców, czasem konwertytów dla zysku, którzy donosili na Żydów organom władzy. W ujęciu Rumkowskiego moserami w getcie byli wszyscy ci, którzy swoją niesubordynacją, nierozważnym słowem lub czynem, to jest właśnie owi „prowokatorzy i plotkarze”, narażali ogół na niemieckie represje. W rozproszonych po nowożytnym świecie gminach żydowskich mosera wolno było zabić bez ostrzeżenia, mimo że religia i kultura żydowska w diasporze praktycznie wykluczały karę śmierci.
Zlecając w styczniu i lutym 1942 r. sporządzenie pierwszych listy z nazwiskami „moserów”, Prezes mógł mieć nadzieję, że ratuje getto, gdyż taka „ofiara” trwale zaspokoi Niemców. Jednak, to co Rumkowski świadomie nazywał po żydowsku „korbn ojle”, czyli ofiara całopalna, z grecka zwana gr. holocaust, okazała się tylko uwerturą do kolejnych niemieckich żądań i systematycznego masowego zabijania łódzkich Żydów, wobec którego bezsilne stawały się wszystkie dotychczasowe, wypracowywane przez wieki, świeckie i religijne żydowskie zasady i strategie. Kiedy jesienią 1942 r. Niemcy zażądali 24 tys. osób, Rumkowski nie wyobrażał sobie oddania tak wielkiej liczby ludzi. Po dramatycznych negocjacjach z Niemcami udało mu się ją zmniejszyć do 20 tys., pod jednym wszakże warunkiem – przygotowania do wysyłki dzieci do 10. roku życia, starców oraz chorych. Musiał to obwieścić mieszkańcom getta. Na próżno starał się argumentować, że jego „obowiązkiem jest chronić resztę Żydów”, a zatem lepiej jest zachować 80–90 tys., niż pozwolić na zagładę wszystkich. Ludzie nie byli gotowi na przeprowadzenie takiej kalkulacji. Nie chcieli i nie rozumieli takiej arytmetyki ocalenia. Najpierw zdrętwieli, a potem oszalali rzucili się do domów, by poukrywać najbliższych, wyznaczonych do deportacji. Najwymowniejsze świadectwo tamtych dni pozostawił Józef Zelkowicz w swoich „Notatkach”. Wówczas, we wrześniu Rumkowski musiał wiedzieć, że nie może się już powołać na żadną z liter boskiego prawa. Również rabini, z którymi się konsultował, a robił to i przed poprzednimi wywózkami, nie mogli mieć wątpliwości co do oceny tej sytuacji. Jeden z członków kolegium rabinackiego – Nechemia Alter miał wówczas powołać się na talmudyczną frazę: „Co pozwala Ci myśleć, że twoja krew jest czerwieńsza od krwi twego brata” (Pesachim 25b.). Z punktu widzenia Halachy, czyli prawa żydowskiego jedynym słusznym posunięciem Rumkowskiego byłoby odmówienie sporządzenia takich list deportacyjnych przez administrację getta. On jednak, łamiąc żydowskie prawo, wybrał poddanie się niemieckiemu rozkazowi, licząc na to, że będzie mógł łagodząco wpłynąć na kształt deportacji. Jak się jednak okazało, mimo jego wysiłków, Niemcy wkroczyli do getta, krwawo je dziesiątkując i zabierając każdego, kto przed nimi stanął, niezależnie od tego, czy jego nazwisko figurowało na liście, czy też nie.
Czy sztandarowe hasło Rumkowskiego: „Uratuje nas praca” faktycznie uratowało wielu Żydów z łódzkiego getta?
„Myśl o pracy”, w ogóle pojęcie „praca” stało się dla Rumkowskiego synonimem wartości absolutnej. Widząc w niej ratunek i panaceum na problemy getta, podporządkowywał jej egzystencję mieszkańców zamkniętej dzielnicy.
W przywiązaniu do idei pracy jako ocalenia wybrzmiewają niezwykle wyraziście syjonistyczne przekonania Rumkowskiego.