Kim był? Dlaczego w epoce, w której życie ludzkie nie miało wysokiej ceny, był traktowany ze specjalnymi względami, a jednocześnie z tak wielką pogardą? Czemu go po prostu nie zabito i dlaczego zmuszono do noszenia ciężkiej i raniącej jego oblicze metalowej maski? Wbrew pozorom nie jest to jedynie ciekawostka historyczna, ale sprawa na tyle wstydliwa, że do dzisiaj wielu ludzi we Francji nie chciałoby jej ujawnienia.
Dzień, w którym urodził się Król Słońce
Niech na chwilę wyobraźnia przeniesie nas do 5 września 1638 r., kiedy w Château Neuf de Saint-Germain-en-Laye około godziny 11 królowa Anna Austriaczka powija następcę tronu. Dworzanie i petenci stają w osłupieniu na widok biegnącej korytarzami pałacowymi damy dworu, pani de Senecay, która chce poinformować oczekującego króla, że narodził się delfin Francji. Usłyszawszy, że ma syna, monarcha pada na kolana i po raz kolejny zawierza swoje królestwo Matce Chrystusa. Kurierzy natychmiast wyruszają do Paryża. Czekali na tę misję już od kilku dni. Radosne wieści nieszybko dotrą do stolicy, ponieważ powódź właśnie zerwała most w Neuilly. Jeźdźcy wymachują więc kapeluszami do strażników na drugim brzegu i wołają: „To delfin! Przekażcie dalej". Pod koniec dnia radosna nowina nareszcie dociera do miasta. W monumentalnej katedrze Notre-Dame rozdzwaniają się dzwony oznajmiające paryżanom narodziny ich suwerena. Lud stolicy ogarnia karnawałowa radość. Tej nocy nawet żebracy mogą się najeść i napić do syta. Władze miasta muszą być hojne. Poddani cieszą się bowiem z narodzin swojego władcy tak, jakby to im urodziło się upragnione dziecko.
W tym czasie do pałacu w Saint-Germain-en-Laye przybywa najważniejszy gość. Dworzanie rozstępuja się na jego widok. Notable witają go z pokorą, usłużnością i lękiem. To diuk i kardynał Armand-Jean du Plessis de Richelieu, pierwszy i jednocześnie najpotężniejszy premier w historii Francji. Bez żadnych zapowiedzi wchodzi do królewskiej komnaty, gdzie spotyka go nieco wystraszony wzrok Ludwika XIII. Kardynał podchodzi do króla i długo patrząc mu w oczy, mówi: „To dziecko jest znakiem Bożej łaski, Sire. Dając go Tobie, Bóg dał go światu dla wielkich rzeczy". Władca spogląda na niego z lekkim zakłopotaniem. Wie bowiem doskonale, jak wiele aluzji kryje się w słowach kardynała.
W drugim skrzydle zamku noworodek łapczywie ssie pierś swojej mamki, pani de La Giraudierre. Wykarmienie królewicza okazuje się jednak nie lada wyzwaniem, bo wszystkie mamki boją się go panicznie. Delfin ma niezwykle ostre ząbki, którymi rani ich piersi do krwi. Jeden z ambasadorów przy dworze francuskim pisze zaniepokojony do swojego władcy: „Niech sąsiedzi Francji strzegą się tak wcześnie objawionej drapieżności!".
Czarnoskóre dziecko
Nie bez przyczyny wspominam dzień urodzin Ludwika XIV, którego wiąże mroczny sekret z postacią człowieka w żelaznej masce. Żeby odkryć całun spowijający tę niezwykłą zagadkę, musimy się cofnąć do października 1615 r., kiedy 14-letnia córka Filipa III Habsburga, króla Hiszpanii i Portugalii, Anna Maria Maurycja, infantka hiszpańska i arcyksiężna austriacka, wzięła per procura ślub ze swoim rówieśnikiem królem Francji Ludwikiem XIII. Niezbyt urodziwa księżniczka znała męża jedynie z kieszonkowych portretów, które dostała od austriackiego ambasadora przy dworze francuskim. Nie wiedziała, że młody monarcha jest homoseksualistą, który – na co wskazują przekazy dworzan – dosłownie brzydził się kobiecego ciała.