Policja polityczna nie musi być ładna, tylko skuteczna. Godzimy się na nią z wiarą, że strzeże jakichś większych wartości. Kto jednak upilnuje strażników? Świat nadal szydzi, że większość wywrotowców w Rosji działało z inspiracji prowokatorów i za pieniądze tajnej policji. Można to uznać za przypadłość dyktatur, ale przytrafia się wzorcowym demokracjom do dzisiaj.
Piętnaście lat mija, jak różowo-zielona koalicja kanclerza Schrödera umyśliła zdelegalizować skrajną partię NPD. Urząd Ochrony Konstytucji dostarczył Trybunałowi w Karlsruhe tak mocne dowody przestępstw neonazistów, że wyrok zdawał się formalnością. Przy okazji ujawnił zasięg infiltracji partii przez tajnych agentów bezpieki, których w ścisłym kierownictwie partii ulokowano co najmniej trzydziestu. Stąd u sędziów powstała wątpliwość, na ile inkryminowane czyny są dziełem neonazistów, a ile w nich inspiracji i sprawczego kierownictwa tajniaków. Nieomal powstało wrażenie, że samo państwo prowadzi antykonstytucyjną działalność, a że służby odmówiły odwołania agentów, partia do dziś jest całkiem legalna. Co więcej, Niemcy podwójnie finansują neonazistów – płacą im należne dotacje państwowe dla partii, a służby specjalne po cichu subsydiują ich kierownictwo. To kolejny dowód, że historia niczego nie uczy, każąc robić zawsze to samo, z nadzieją na inny rezultat. A przecież – wszystko już było.