Szpicle i prowokatorzy

Służby specjalne na ogół dlatego są tajne, żeby ich działalność – jak szczegóły produkcji parówek – nie psuła nam apetytu przy stole.

Aktualizacja: 02.01.2020 17:57 Publikacja: 02.01.2020 16:53

Adolf Hitler, za zgodą Mayra, już po miesiącu dostał legitymację członkowską z numerem 555

Adolf Hitler, za zgodą Mayra, już po miesiącu dostał legitymację członkowską z numerem 555

Foto: Wikimedia

Policja polityczna nie musi być ładna, tylko skuteczna. Godzimy się na nią z wiarą, że strzeże jakichś większych wartości. Kto jednak upilnuje strażników? Świat nadal szydzi, że większość wywrotowców w Rosji działało z inspiracji prowokatorów i za pieniądze tajnej policji. Można to uznać za przypadłość dyktatur, ale przytrafia się wzorcowym demokracjom do dzisiaj.

Piętnaście lat mija, jak różowo-zielona koalicja kanclerza Schrödera umyśliła zdelegalizować skrajną partię NPD. Urząd Ochrony Konstytucji dostarczył Trybunałowi w Karlsruhe tak mocne dowody przestępstw neonazistów, że wyrok zdawał się formalnością. Przy okazji ujawnił zasięg infiltracji partii przez tajnych agentów bezpieki, których w ścisłym kierownictwie partii ulokowano co najmniej trzydziestu. Stąd u sędziów powstała wątpliwość, na ile inkryminowane czyny są dziełem neonazistów, a ile w nich inspiracji i sprawczego kierownictwa tajniaków. Nieomal powstało wrażenie, że samo państwo prowadzi antykonstytucyjną działalność, a że służby odmówiły odwołania agentów, partia do dziś jest całkiem legalna. Co więcej, Niemcy podwójnie finansują neonazistów – płacą im należne dotacje państwowe dla partii, a służby specjalne po cichu subsydiują ich kierownictwo. To kolejny dowód, że historia niczego nie uczy, każąc robić zawsze to samo, z nadzieją na inny rezultat. A przecież – wszystko już było.

W lutym 1945 r., ledwo więc przed końcem wojny, zginął bardzo specjalny więzień Buchenwaldu. Nazywał się Karl Mayr i wydał na siebie wyrok ponad ćwierć wieku przedtem, a przy okazji – mimowolnie obrócił w perzynę pół świata.

Ledwo po poprzedniej wojnie, bo już 5 stycznia 1919 r., w Monachium powstała nowa partia, a w zasadzie – kolejna z niezliczonych partyjek. W założycielskim zebraniu uczestniczyło trochę kolejarzy, ze ślusarzem narzędziowym na czele, jeden dziennikarz wiadomości sportowych i dyrektor firmy budowlanej. Wszystkiego mniej niż 30 osób – w tym nikt, kogo można pamiętać z podręczników historii.

Niemiecką Partię Pracy (DAP) założono tydzień przed wyborami w Bawarii, a więc bez szansy na sukces czy choćby zaistnienie publiczne. Funkcjonując bez grosza na propagandę, członkowie ręcznie malowali swoje plakaty, ale prócz pieniędzy na drukarnię, afiszom brakowało treści. Partia nie miała programu, a nawet rozpoznawalnego przywódcy. Miesiącami toczono jałowe spory, jak znieść kapitalizm, zlikwidować banki, giełdę i zyski kapitałowe... ale bez większego zapału. Nudne przemówienia przewodniczącego-ślusarza zwykle zagłuszał brzęk kufli z piwem.

Kapitan Karl Mayr kierował wówczas komórką propagandy w kontrwywiadzie bawarskiej Raichswehry i jakoś w maju zwerbował tajnego współpracownika – Adolfa Hitlera. Jak potem twierdził, zrobił to bardziej z litości niż z podziwu dla talentów kaprala. Za łóżko w obskurnej piwnicy i trochę pieniędzy na żywność szpicel spędzał czas na mityngach w zadymionych piwiarniach. Trochę słuchał, czasem skierował dyskusję na właściwe tory i spisywał z wszystkiego raporty. Gdyby nie Mayr, zdemobilizowany Hitler musiałby znaleźć inne środki utrzymania niż uczestnictwo w partyjnych zebraniach. O istnieniu DAP mógł nawet nie wiedzieć, gdyby nie rozkaz pójścia na spotkanie partyjne we wrześniu.

Wizyta w piwiarni Sterneckerbräu niemal go znudziła, póki zbłąkany profesor nie zażądał suwerenności Bawarii. To skłoniło agenta do polemiki tak ostrej, że obrażony prelegent musiał uciec z sali. Nieznany w partii zapał zrobił na wszystkich spore wrażenie. Za zgodą Mayra Hitler już po miesiącu dostał legitymację członkowską z numerem 555, co było mocno na wyrost, bo partia nie miała nawet sześćdziesięciu członków. Dopiero później, pozując na ojca założyciela ruchu, Hitler przerobił numer legitymacji na 7.

Był już charyzmatycznym przywódcą partii, którą przejął, usuwając w cień dawne kierownictwo, a wkrótce został kandydatem na wodza narodu, z wolą wyniesienia go do wielkości – choćby nawet nie chciał. I jak w przypadku wszystkich agentów, nigdy nie zdobędziemy pewności, w jakim stopniu Hitler był narzędziem manipulacji, a na ile urwał się mocodawcom. Oficer prowadzący agenta Hitlera, roztropnie uciekł z Niemiec już w 1933 r., ale i we Francji Gestapo zdołało go znaleźć. Nie bardzo wiadomo, jak umarł, lecz równie niejasne są przyczyny utrzymania tak niewygodnej postaci przy życiu. Pewne jest tylko, że po każdej rewolucji, zwycięscy wpierw plądrują archiwa tajnej policji, po czym zaraz zakładają własne.

Historia
Telefony komórkowe - techniczne arcydzieło dla każdego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Historia
Paweł Łepkowski: Najsympatyczniejszy ze wszystkich świętych
Historia
Mistrzowie narracji historycznej: Hebrajczycy
Historia
Bunt carskich strzelców
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Historia
Wojna zimowa. Walka Dawida z Goliatem