Na początku grudnia 1991 r. przywódcy trzech najważniejszych republik związkowych: prezydent Federacji Rosyjskiej Borys Jelcyn, prezydent Ukrainy Leonid Krawczuk oraz przewodniczący Rady Najwyższej Białorusi Stanisław Szuszkiewicz, spotkali się w domku myśliwskim w Wiskulach na skraju Puszczy Białowieskiej. Celem spotkania było uzgodnienie dostaw ropy naftowej i gazu na Białoruś i Ukrainę. Szybko się jednak okazało, że kwestie gospodarcze muszą zejść na dalszy plan. Jelcyn, który od dawna toczył z Michaiłem Gorbaczowem nieformalną walkę o Kreml, wyraźnie parł w stronę ostatecznego demontażu rozsypującego się ZSRR. Nie mógł legalnie odsunąć od władzy urzędującego prezydenta, uznał więc, że łatwiej będzie zlikwidować państwo, któremu ten przewodzi. Kuczma przyjechał do Wiskuli tydzień po referendum niepodległościowym na Ukrainie i objęciu funkcji prezydenta tego kraju, Szuszkiewicz także nie chciał stracić szansy na zbudowanie niepodległego państwa białoruskiego. Kiedy więc Jelcyn stwierdził, że tak naprawdę nie może nic zrobić w sprawie dostaw surowców, ponieważ o wszystkim formalnie nadal decyduje Gorbaczow, dla uczestników spotkania stało się jasne, że coś z tą patową sytuacją w końcu trzeba zrobić. I wtedy wicepremier Rosji Giennadij Burbulis stwierdził, że założyciele ZSRR mogą być równie dobrze jego likwidatorami. Jemu też przypisuje się słynne sformułowanie, że „Związek Sowiecki jako podmiot prawa międzynarodowego i jako geopolityczna rzeczywistość przestaje istnieć". Znalazło się ono w umowie nazwanej potem porozumieniem białowieskim, które w nocy z 7 na 8 grudnia 1991 r. spisali uczestnicy spotkania w Wiskulach przy wsparciu obecnych tam ekspertów i doradców.
Spiskowcy z Białowieży
Dokument nosił tytuł „Porozumienie o powołaniu Wspólnoty Niepodległych Państw z siedzibą w Mińsku". Rozwiązanie ZSRR miało nastąpić niejako przy okazji utworzenia luźnego związku politycznego, który miał wiązać formalnie niepodległe republiki i pomóc uporządkować sytuację po rozpadzie imperium. Sygnatariusze porozumienia gwarantowali w nim, że będą respektować międzynarodowe zobowiązania podpisane przez rządy ZSRR, istniejące granice republik oraz ustanawiali wspólny zarząd nad armią i arsenałem jądrowym. Ustalono także zasady koordynowania polityki zagranicznej i oficjalnie zachęcono pozostałe republiki do opuszczenia struktur ZSRR.
Jelcyn, Kuczma i Szuszkiewicz zdawali sobie sprawę z wagi tego dokumentu i z faktu, że w świetle wciąż obowiązującego prawa jest on nielegalny, a oni dopuścili się przestępstwa, które teoretycznie mogą przypłacić głową. Atmosfera była więc ciężka i nikt nie miał ochoty hucznie świętować upadku ZSRR.
Dużą niewiadomą była reakcja dowódców sił zbrojnych. Jelcyn postanowił więc pierwszy telefon wykonać do sowieckiego ministra obrony marszałka Jewgienija Szaposznikowa i poinformować go o białowieskich ustaleniach. Marszałek obiecał, że postara się zrobić wszystko, co w jego mocy, aby sytuacja w państwie nie wymknęła się spod kontroli.
Kolejne rozmowy były równie ważne. Jelcyn zadzwonił do Waszyngtonu do prezydenta George'a Busha, Szuszkiewicz odbył dużo trudniejszą rozmowę z Gorbaczowem. Ten był zszokowany i jedynym komentarzem, na jaki się zdobył, było stwierdzenie, że nielegalnego porozumienia na pewno nie zaakceptuje społeczność międzynarodowa. Wtedy przywódca Białorusi odpowiedział, że tuż obok niego Jelcyn rozmawia z Bushem i ten przyjął wszystko bardzo spokojnie. Ostatnią rozpaczliwą próbą kontrataku ze strony prezydenta ZSRR był nakaz natychmiastowego stawienia się przywódców Ukrainy, Białorusi i Rosji osobiście u niego na Kremlu.