Forma transformacji nie była właściwa. Mówię o porozumieniu z komunistami, a przede wszystkim o podzieleniu majątku narodowego, o sposobie jego przejęcia. Można powiedzieć, że było to wywłaszczenie Polaków z ich wspólnej własności. Bo cokolwiek powiemy o tzw. własności socjalistycznej – majątku państwowym z okresu PRL – to przecież był to majątek wypracowany przez całe społeczeństwo. Prawo do niego zachowali wszyscy, którzy w tamtych czasach żyli i pracowali. To był główny punkt, z którym się nie zgadzałem. Moim pierwszym zarządzeniem jako premiera było wydanie dyspozycji o wstrzymaniu całego procesu prywatyzacji, aby go uregulować. Do tego czasu proces ten był przeprowadzany w sposób żywiołowy i rabunkowy.
Po 30 latach od transformacji pewne rzeczy, procesy są niesłychanie trudne do odwrócenia. Być może w ogóle nie są odwracalne. Niemniej w chwili obecnej, nowy charakter przebudowy państwa, który można określić hasłem „dobrej zmiany", nawiązuje do podstawowych wartości – to coś zupełnie innego, niż było przedtem.
Polacy są dobrymi obywatelami – w tym sensie, że gdybyśmy nie daj Boże mieli do czynienia z konfliktem na arenie międzynarodowej, a ze wszystkim trzeba się liczyć, jako że wkraczamy w okres zupełnie nowy i trudny do przewidzenia, to liczę, że mimo dzisiejszych tak głębokich podziałów w społeczeństwie – mielibyśmy wówczas do czynienia z aktami pełnej solidarności.
Ogromna część Polaków zgłasza dezaprobatę wobec przemian politycznych, wobec wyborów. Martwi mnie, że w naszym kraju powstają twory polityczne, które są oderwane od związków z szerszą rzeczywistością społeczną. Boję się, że ten proces będzie postępował, choć jeszcze nie traktuję tego jako bardzo poważnego zagrożenia. Ale takie tendencje ujawniają się również w obecnym rządzie. Po dwóch latach sprawowania władzy nastąpił okres zmęczenia. Politycy zachowują się tak, jakby uważali: „dwa lata ciężko pracowaliśmy, więc nam też coś się należy". Myślą więcej o własnej korzyści niż o interesie publicznym.
W kolejnych latach musimy zmierzyć się z dużym problemem, jakim jest wyraźnie zarysowujący się kryzys w dotychczasowym układzie geopolitycznym. Po części zaczyna on dotykać podstawowego dla stabilności politycznej Sojuszu Atlantyckiego; pojawiają się już wątpliwości, czy on przetrwa. W takich okolicznościach ciężar naszej polityki zagranicznej musi paść na utrzymanie i wzmocnienie bezpośrednich stosunków polsko-amerykańskich. To jedyne właściwe rozwiązanie – choć też można się zastanawiać, czy w pewnym momencie nie okaże się zawodne? Trzeba to brać pod uwagę. Ale w tej chwili wzmocnienie sojuszu z USA to jedyna dobra możliwość.