Co pan czuł, oglądając sceny z obalenia pomnika ks. Jankowskiego?
Pomyślałem, że sam ksiądz nazwałby to niezłą i dobrze przygotowaną akcją. A nawet pochwalił takie działanie, będące w jego stylu. Sam jako kapelan Solidarności był wiele razy inicjatorem działań na granicy prawa. To on pozwalał stoczniowcom coś niszczyć i demolować. Jednak już na pierwszy rzut oka widać, że to nie są emocje skrzywdzonych ludzi, lecz większy projekt. Ktoś tych ludzi wynajął, zapewnił narzędzia, sprzęt i kamery, a samo zburzenie pomnika wykonane zostało tak sprawnie i fachowo, jakby było poprzedzone długimi treningami.
Nie wierzy pan w prawdziwość emocji wywołanych ujawnieniem skandali seksualnych z udziałem prałata?
Chciałbym wierzyć, że nikt nie jest w stanie posunąć się do takiego poziomu konfabulacji na tak poważny temat. Ale niestety coś tu nie gra. Zapoznałem się z historią pani Barbary Borowieckiej, głównej bohaterki reportażu Bożeny Aksamit w „Gazecie Wyborczej”. Ta kobieta twierdzi, że doświadczyła zadziwiającej ilości traum, nie tylko od ks. Jankowskiego, ale też m.in. rodziców, a w młodym wieku miała być nawet zmuszona do aborcji. To wszystko pachnie mitologizowaniem albo konfabulacją. Albo weźmy relację Michała Wojciechowicza, znanego w Trójmieście pod pseudonimem Pistolet, który twierdzi, że ks. Jankowski miał wzwód, gdy go przytulał. Dziś opisuje to w dramatycznych słowach, jednak po tamtym zdarzeniu wielokrotnie pojawiał się na plebanii. Ksiądz przyjaźnił się z jego matką, która była internowana.