„Nasza generacja, skrwawiona w wojnach, na pewno na okres pokoju zasługuje. Ale pokój, jak prawie wszystkie sprawy tego świata, ma swoją cenę, wysoką, ale wymierną. My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest jedna tylko rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna. Tą rzeczą jest honor”.
W związku z przypadającą dziś rocznicą słynnego przemówienia Józefa Becka w Sejmie przypominamy nasz tekst z 2009 roku.
Pisał później Beck w „Ostatnim raporcie”‚ że przyjęcie żądań niemieckich oznaczałoby „wejście na równie pochyłą kończącą się utratą niezależności i rolą wasala Niemiec”. Po 120 latach niewoli i 20 lat po odzyskaniu niepodległości Polska nie była do tego zdolna.
Stanowisko ministra spraw zagranicznych objął Beck w 1932 roku i choć jego zwierzchnikami byli kolejni prezesi Rady Ministrów, to jak powiedział sam Piłsudski, „dla Becka premierem będę ja”. W sprawach polityki zagranicznej Beck był uczniem i wykonawcą woli Marszałka, który darzył go ogromną sympatią. „On jeden miał drzwi Giszu zawsze przed sobą otwarte” – wspominał Mieczysław Lepecki, adiutant Marszałka. Piłsudski zaś mówił: „W mojej pracy nad polityką zagraniczną Polski znalazłem szczególnie zdolnego i inteligentnego współpracownika w osobie pana ministra spraw zagranicznych. Ja nie mogę zrobić panu dość komplementów, panie Beck”.
Józef Beck był najmłodszym z najściślejszego kręgu współpracowników Piłsudskiego. Urodził się w 1894 roku. Przed wybuchem I wojny światowej studiował na Politechnice Lwowskiej i Akademii Handlowej w Wiedniu. Był żołnierzem I Brygady Legionów, odniósł rany w bitwie pod Kostiuchnówką. Do zamachu majowego był m.in. attaché wojskowym w Paryżu, studiował w Wyższej Szkole Wojennej, pracował w biurze Ścisłej Rady Wojennej.
Podczas zamachu majowego był szefem sztabu grupy wojsk wiernych Piłsudskiemu. Od 1926 do1930 roku był szefem gabinetu ministra spraw wojskowych, którym był Marszałek. W latach 1930 –1932 był wiceministrem spraw zagranicznych.