Donald Trump wykonał w czwartek elegancki gest pod adresem naszego kraju. W przemówieniu w Colleville-sur-Mer, gdzie znajduje się jeden z amerykańskich cmentarzy wojennych, prezydent USA wymienił „dzielnych Polaków" na trzecim miejscu po Brytyjczykach i Kanadyjczykach, oddając hołd bohaterom lądowania w Normandii. Dopiero później przeszedł do długiego opisu heroizmu własnych rodaków.
Przemawiający chwilę wcześniej Emmanuel Macron potraktował Polskę już mniej hojnie. Znaleźliśmy się w jego przemówieniu na ostatnim miejscu wśród narodów, które brały udział w wyzwoleniu Normandii, choć prezydent przyznał, że „rola polskich czołgów okazała się decydująca przy zamknięciu worka w Falaise".
27 milionów ofiar
W czwartek za sprawą Macrona Francja odkryła, że jej żołnierze jednak brali udział 6 czerwca w operacji Overlord. Chodzi o oddział kierowany przez Philippe'a Kieffera: 177 ludzi, z których 10 zginęło w dniu lądowania w Normandii, a 10 dalszych – w kolejnym tygodniu. Ich pamięci francuski przywódca poświęcił oddzielną ceremonię w Caen. Ale w najlepszym przypadku chodzi tylko o zupełnie symboliczne uratowanie honoru kraju, skoro tego dnia lądowało na normandzkich plażach 132 tys. żołnierzy alianckich, a kolejnych 24 tys. zostało tego dnia zrzuconych z powietrza.
Mimo to dla prezydenta „przesłaniem Normandii" jest przede wszystkim alians Francji i Ameryki.
– Jesteśmy gotowi go odnowić – rzucił Macron, zwracając się do Trumpa. – Ameryka nigdy nie jest tak wielka jak wtedy, gdy jest wierna swoim uniwersalnym wartościom, których bronili jej ojcowie założyciele, kiedy prawie dwa i pół wieków temu Francja przyszła wesprzeć niepodległość Stanów – przekonywał francuski przywódca nieco protekcjonalnym tonem.