W związku z rocznicą zwycięstwa wojsk Mieszka I nad siłami margrabiego Hodona pod Cedynią przypominamy tekst z dodatku "Polski oręż", który ukazał się w "Rzeczpospolitej" w 2012 roku.
Mieszkowi woje sprawiali wrażenie, jakby nie mieli zamiaru walczyć. Hodo musiał pomyśleć, że widok jego żelaznej potęgi zachwiał duchem słowiańskiego księcia. Impet niemieckiej konnicy trafił w próżnię, Polacy zdążyli się wycofać za przewężenie drogi. Szyki niemieckie złamały się w wąskim przesmyku, ale na widok pierzchającego przeciwnika rycerze poczuli już smak rychłego zwycięstwa.
Za wcześnie! Gdy oddział Mieszka oderwał się od Niemców, rozpoczął się ruch na wzgórzach, gdzie kryły się siły Czcibora. Grad strzał spadł na rozpędzonych niemieckich jeźdźców. Po chwili na doborowe siły Hodona runęli z góry polscy tarczownicy oraz blokujący trakt na Cedynię jeźdźcy Mieszka, wsparci przez załogę grodu. Łucznicy zaś celnie razili pozostającą w tyle niemiecką piechotę. Wreszcie na skłębione i pokrwawione niemieckie szeregi spadł ostatni, nokautujący cios - od tyłu zaatakowała jazda Czcibora. Niemcy zostali osaczeni. Odwrót w stronę Odry uniemożliwiały bagna. Piechota niemiecka rozproszyła się, konni grzęźli w mokradłach, słowiańscy sojusznicy, aby ocalić głowy, prosili o łaskę. Starcie skończyło się zapewne jeszcze przed południem. Przerażony Hodo zdołał ujść z zasłanego trupami pola bitwy. Wraz z niedobitkami przedarł się za Odrę i dopiero tam mógł nieco odetchnąć.
"Upokorzona wielkość Teutonów liże ziemię, [a] wojowniczy margrabia Hodo z poszarpanymi proporcami rzucił się do ucieczki" - napisał św. Brunon z Kwerfurtu w "Świętego Wojciecha żywocie drugim" (przeł. Brygida Kürbis), oddając hołd umiejętnościom wojskowym Mieszka. A te niewątpliwie były wysokie. Tak jak w 967 roku pod Cedynią polski książę doskonale wykorzystał ukształtowanie terenu, zastosował manewry z udziałem jazdy i piechoty, a także rozumiał, jak ważne może być wykorzystanie grodu jako schronienia dla wojsk i - w razie niepowodzenia planu bitwy - punktu oporu.