Romanowowie. Zamordowana dynastia

Kiedy królowie nie byli jeszcze ginącym gatunkiem chronionym, istotą rewolucji republikańskich było radykalne odcięcie monarchistycznej przeszłości wraz z głową panującego.

Publikacja: 07.07.2019 00:01

Car Mikołaj II podczas inspekcji frontu pod Warszawą

Car Mikołaj II podczas inspekcji frontu pod Warszawą

Foto: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Gdy Ludwik XVI usłyszał o wydanym wyroku śmierci, miał poprosić o tom historii Anglii, by poznać precedens sprzed półtora stulecia. Wyczytał zapewne, że pożegnawszy synów, Karol Stuart wchodził na szafot w dostojnym płaszczu i przepasany wstęgą Orderu Podwiązki, które sam zdjął przed egzekucją.

Nic nie ujmując jakobińskiemu barbarzyństwu, także król Francji mógł na osobności pożegnać się z dziećmi i skorzystać z posługi spowiednika, a nawet zdecydować o tak trzeciorzędnych technikaliach, jak zgoda na ostrzyżenie włosów nad karkiem.

I choć obie rewolucje miały ręce unurzane we krwi niewinnych po pachy, republikańskie królobójstwa, jako akty założycielskie nowego porządku, starannie przemieniano w rodzaj rytualnej ofiary, składanej publicznie, a wręcz ubranej w atrybuty praworządności. Nawet wobec jakobińskiego sprzeciwu obywatel Kapet miał proces z przemowami obrońców i liczeniem głosów członków Konwentu.

Nie miało to nic wspólnego ze skrytobójczą zbrodnią w domu Ipatiewa dokonaną 17 lipca 1918 r., noszącą znamiona bandyckiego mordu, któremu pospolitość odbiera tylko natężenie bestialstwa i ranga społeczna ofiar. Ale i bolszewicy mieli tyle wspólnego z republikanami, ile Immanuel Kant z kanciarzami.

Nieformalność zbiorowego morderstwa, dokonanego przez pijanych w sztok rzeźników rewolucji, do dziś pozwala prowadzić dyskusje, czy była to zbrodnia systemowa, dokonana z rozkazu Lenina, czy spontaniczny przejaw paniki miejscowych czekistów, przerażonych sukcesem czeskiej ofensywy.

Zaciekłe zacieranie śladów po zagładzie rodziny cara Mikołaja II świadczy jednak o świadomości, że szlachtowania kobiet i dzieci żadna propaganda nie zdoła wyjaśnić sprawiedliwością i dobrem ludzkości.

O zbrodni świat nigdy nie miał usłyszeć – wkrótce nawet z moskiewskiego Muzeum Rewolucji zniknęła odręczna relacja Jurowskiego z wydarzeń w Jekaterynburgu, a ocalona Maria Fiodorowna, matka ostatniego cara, daremnie czekała wieści od pozostawionych w Rosji najbliższych. Jednak styl zabójstwa innych Romanowych nie zostawia złudzeń, że los dynastii był przesądzony i dokładnie zaplanowany.

Miesiąc przed zbrodnią w Jekaterynburgu, 13 czerwca nad ranem, w lesie pod Permem zastrzelono księcia Michała – tego samego, który odmówił objęcia tronu po abdykacji Mikołaja II. Wraz z nim zamordowano Nicholasa Johnsona, brytyjskiego sekretarza, który towarzyszył księciu podczas internowania. Ciała wrzucono do nieoznaczonego dołu, nago, a skrwawione ubrania miały stanowić dowód na wykonanie wyroku. Jak dokładnie zginęły ofiary, trudno powiedzieć, ponieważ domowej roboty amunicja zaklinowała się w rewolwerach oprawców.

Nazajutrz zamordowano także księżną Elżbietę, wychowaną na londyńskim dworze wnuczkę królowej Wiktorii i szwagierkę Mikołaja II. Pobożna dama nie miała roszczeń politycznych, jeszcze przed wojną rzucając dwór dla klasztoru i dobroczynności. Niemniej z towarzyszącą jej mniszką, synem oraz trzema wnukami wielkiego księcia Konstantego, wywieziono ją do opuszczonej kopalni pod Ałapajewskiem i żywcem zepchnięto do 20-metrowej sztolni. Ponieważ pogruchotani od upadku skazańcy nadal dawali oznaki życia, zirytowani mordercy wrzucili do szybu kilka granatów ręcznych, a kiedy i one zawiodły, zasypali sztolnię płonącym chrustem.

Parę tygodni później, dzięki współpracy okolicznych chłopów, ciała znaleźli żołnierze admirała Aleksandra Kołczaka. Wycofujący się białogwardziści wywieźli trumny do Chin i pochowali w cerkwi św. Serafina w Pekinie. Niemniej i tam zmarłych dopadła sprawiedliwość ludowa, gdy świątynię zburzono w 1957 r. Tylko ciało księżnej zaznało spoczynku, zgodnie z jej wolą złożone w Jerozolimie.

Znaczące, że najpotężniejsi kuzyni cara nie kiwnęli palcem, aby uratować bliskich krewniaków z Rosji, nawet Wilhelm II dysponujący realnymi środkami nacisku na bolszewików.

Rząd zapewne bał się reakcji socjaldemokratów, którzy poparcie dla wojny uzasadniali obroną niemieckiej demokracji przed rosyjską satrapią. Zresztą Wilhelm II nigdy nie wybaczył kuzynowi Mikołajowi II tego, co mu zrobił w 1914 r.

Jerzy V zaś po rewolucji lutowej nie zamierzał zrażać Rosji do dalszego udziału w wojnie, choćby podejrzeniem o chęć przywracania rządów cara, który i w Anglii miał okropną opinię.

O dziwo, najwięcej zrobiła maleńka Dania, która ocaliła żonę i syna księcia Michała, prawem kaduka obejmując ochroną dyplomatyczną miejsce uwięzienia księżnej Natalii pod Permem. Oboje udało się wywieźć do Odessy, skąd do Turcji zabrały ich brytyjskie okręty.

Gdy Ludwik XVI usłyszał o wydanym wyroku śmierci, miał poprosić o tom historii Anglii, by poznać precedens sprzed półtora stulecia. Wyczytał zapewne, że pożegnawszy synów, Karol Stuart wchodził na szafot w dostojnym płaszczu i przepasany wstęgą Orderu Podwiązki, które sam zdjął przed egzekucją.

Nic nie ujmując jakobińskiemu barbarzyństwu, także król Francji mógł na osobności pożegnać się z dziećmi i skorzystać z posługi spowiednika, a nawet zdecydować o tak trzeciorzędnych technikaliach, jak zgoda na ostrzyżenie włosów nad karkiem.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO