Muzea nie dla pruderyjnych

Co ma wspólnego archeologia z historią medycyny? Pokazuje, że człowiek dbał o swoje ciało od zawsze, w dodatku bez fałszywego wstydu i skrępowania.

Aktualizacja: 06.10.2019 18:14 Publikacja: 06.10.2019 00:01

Muzea nie dla pruderyjnych

Foto: Adobe Stock

W XVI stuleciu comtessa Anne d'Alegre optowała za ortodoncją, aby naprawić swój uśmiech, któremu brakowało wyrazistości. Takie i wiele innych intymnych rzeczy prezentuje wystawa pod tytułem „Dbajcie i siebie. Archeologia leczenia i zdrowia" w muzeum Chronographe w Rezé niedaleko Nantes, we Francji. To jest ekspozycja zupełnie nowej generacji, praktycznie bezwstydna, ale wcale nie ograniczona limitem wieku.

– Istnieje prawdziwa przepaść między tym, co szeroka publiczność pasjonująca się Indianą Jonesem wie o archeologii, a tym, co wiedzą prawdziwi archeolodzy. Chcieliśmy pokazać związek „suchych" zabytków z „soczystymi" historiami ludzi, człowieka w jego osobistym doświadczeniu – podkreśla Valerie Delattrre, komisarz wystawy.

Widz przekonuje się podczas zwiedzania, że leczyć to przede wszystkim oddalać chorobę. Najbardziej podstawowym do tego środkiem w przeszłości było karmienie piersią. W czasach, gdy przeżywał co czwarty noworodek, aż do pojawienia się szczepionek w XVIII w., karmienie piersią najlepiej uodporniało i chroniło dziecko, a jednocześnie umożliwiało odsunięcie do maksimum przyjścia na świat następnego dziecka (wierzono, że laktacja wstrzymuje owulację). Stosowano też mechaniczne sposoby zapobiegania ciąży – na wystawie są bardzo dobrze wyeksponowane.

W 1847 r. w Fontenay-le-Comte odkopano średniowieczny grób zawierający 80 szklanych naczyń i mały szkielet kobiety (153 cm), uznano ją wtedy za „malarkę". Z czasem okazało się, że chodzi o „okulistkę" i jej naczynia zawierające rozmaite remedia (wykazała to analiza biochemiczna). W grobie znaleziono żelazną szkatułkę z przegródkami zawierającymi pastylki do rozpuszczania w wodzie i przemywania oczu, a także długą łyżeczkę do aplikowania lekarstwa.

Zawód lekarza w dzisiejszym rozumieniu wyodrębnił się około V wieku przed Chrystusem. Ale zanim zaczęli ordynować Hipokrates et consortes, od niepamiętnych czasów działali już szamani oraz inni uzdrowiciele. Najstarsza znana operacja miała miejsce 50 tys. lat temu: poddano jej neandertalczyka na terenie obecnego Iranu (amputowano mu ramię powyżej łokcia w następstwie postępującej gangreny). Wystawa pokazuje krzemienny skalpel z tego okresu.

Trepanacja, czyli wycinanie otworu w czaszce, była – co dziś wydaje się dziwne – operacją często wykonywaną pod koniec epoki kamienia, 2000–4000 lat przed Chrystusem. Otwór wycinany krzemieniem nie był zatykany implantem, po prostu zarastał kością i skórą; co zdumiewające, 70 proc. operowanych przeżywało, o czym świadczą odkopywane, starożytne zabliźnione czaszki. Można je oglądać na wystawie w Chronographe. A także trepanowaną czaszkę krowy, która posłużyła chirurgowi do nauki.

Bezpruderyjne wystawy nowej generacji tworzą także polscy muzealnicy. Ekspozycja „Co robimy w ukryciu", przygotowana przez Muzeum Archeologiczno-Historyczne w Elblągu, ukazywała, jak zmieniał się i formował znany nam dziś model czystości. Zaprezentowana na wystawie historia higieny to dzieje powolnie przesuwającej się granicy prywatności. Od wspólnych kąpieli i towarzyskich wypróżnień popularnych w starożytności i średniowieczu do miejsc sekretnych i osobistej toalety, często bez użycia wody. Podejście do czystości zmieniało się wraz z postępującą wiedzą medyczną, podlegało wpływom wydarzeń, panującej mody i przekonań, nierzadko błędnych. Częściową rekonstrukcję kształtującego się pojęcia higieny umożliwiają odkryte podczas wykopalisk przedmioty należące do elblążan zamieszkujących miasto na przestrzeni wieków. Prezentowane na ekspozycji zabytki zostały wydobyte przez archeologów z miejskich latryn.

Podobnie zresztą jak wykonana w XVIII w. skórzana zabawka erotyczna, którą można było oglądać tego lata w Muzeum Archeologicznym w Gdańsku. Unikatowy przedmiot znaleziono przed czterema laty podczas badań archeologicznych prowadzonych w historycznym centrum Gdańska, przy ul. Podwale Przedmiejskie. Natrafiono na niego w jednej z latryn. Erotyczna zabawka została wykonana z jednego kawałka skóry uformowanego w prącie oraz dwa jądra. „Wypchany jest w całości włosiem zwierzęcym. Żołądź uformowano z tkaniny – aksamitu, który zapewne miał potęgować doznania erotyczne" – poinformowało muzeum w oficjalnym komunikacie. Podczas prac archeologicznych odkopano także liczne drewniane szpady i groty włóczni, stąd wniosek, że w XVIII w. mieściła się tam szkoła fechtunku. Jedno jest pewne: archeologia nabiera życia.

Historia
Co naprawdę ustalono na konferencji w Jałcie
Historia
Ten mały Biały Dom. Co kryje się pod siedzibą prezydenta USA?
Historia
Most powietrzny Alaska–Syberia. Jak Amerykanie dostarczyli Sowietom samoloty
Historia
Dlaczego we Francji zakazano publicznych egzekucji
Materiał Promocyjny
Warunki rozwoju OZE w samorządach i korzyści z tego płynące
Historia
Tolek Banan i esbecy
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń