Inżynier Richard Trevithick założył się o tysiąc funtów szterlingów z właścicielem kopalni węgla w Penydarran w Anglii o to, czy automobil parowy jego konstrukcji umieszczony na szynach, po których jeździły konne wagoniki, zdoła przeciągnąć na określonym dystansie ładunek 10 ton. 21 lipca 1804 r. jego „tram wagon" (słowo „lokomotywa" wprowadził ćwierć wieku później Stephenson) został ustawiony na szynach; machinie nadano nazwę własną „Invicta". Obłok pary, jaki z siebie wypuściła, wprawił w osłupienie uczestników eksperymentu – ciągnęła pięć wagoników z 70 ludźmi na pokładzie oraz 26 ton ładunku. Inżynier Trevithick zakład wygrał, ale trakcja parowa w kopalni nie przyjęła się, ponieważ „Invicta" zniszczyła torowisko.
Jednak nowe nadchodziło, a ściślej rzecz ujmując, nadjeżdżało, nieuchronnie. Trevithick nie kapitulował: zmniejszył ciężar lokomotywy, aby nie niszczyła torów (już w innej kopalni), ale wtedy nie mogła ruszyć z miejsca, koła buksowały, ślizgały się na szynach. Ale i to nie zniechęciło natchnionego wynalazcy. Zbudował w Londynie koliste torowisko, za dziesięć szylingów chętni mogli oglądać jeżdżącą w kółko lokomotywę „Catch-Me-Who-Can" („Złap-Mnie-Jeśli-Możesz"), osiągającą diaboliczną prędkość 30 km/h.
Jednak nie Trevithick uważany jest za ojca kolei żelaznej, lecz jego rodak George Stephenson. W 1748 r. na odcinku kilku kilometrów z kopalni węgla Wylam do rzeki Tyne wybudowano kolejkę konną – podobną w układzie do kolei, ale z drewnianymi torami i wózkami ciągniętymi przez konie. Młody Stephenson dorastał w otoczeniu tych wydarzeń i w 1802 r. został zatrudniony w kopalni przy obsłudze silnika parowego, a dekadę później sam zaczął budować takie silniki. W 1814 r. jego pierwszy parowóz został wykorzystany do transportu węgla z kopalni: mógł ciągnąć 30 ton ładunku i jako pierwszy był wyposażony w koła obręczowe dające dobrą przyczepność do szyn. Przez następnych pięć lat Stephenson zbudował 16 takich maszyn.
Rodziło się lobby na rzecz kolei. Wprawdzie na linii Liverpool–Manchester w lokomotywie Stephensona maszynista, palacz i hamulcowy stali na zewnątrz, narażeni na chłód i deszcz, podobnie zresztą jak pasażerowie 3. i 4. klasy: komin wypluwał na nich kłęby czarnego dymu, iskry, sadze, ale ludzie byli wtedy przyzwyczajeni do podróżowania w dużo gorszych warunkach, nawet ci, których stać było na dyliżans, toteż uważano podróżowanie pociągiem za spektakularny postęp.
W Stanach Zjednoczonych w 1828 r. inżynier Allen zbudował cztery lokomotywy dla kopalni w Quincy. Pierwsza z nich, nazwana „Stourbridge Lion", gdy ruszyła, tak bardzo zniszczyła torowisko, że jej pierwszy kurs był zarazem ostatnim. Torowisko naprawiono, po kilku tygodniach ruszyła po nim druga lokomotywa – „The Best Friend of Charleston"; wystrzelono na wiwat 21 razy z armaty, grała orkiestra, ale... kocioł parowy eksplodował.