Sąd Najwyższy USA przystąpił właśnie do rozpatrywania sprawy kolekcji Skarbu Welfów znajdującego się w posiadaniu Fundacji Pruskiego Dziedzictwa Kulturowego (SPK). Ponad 40 dzieł sztuki złotniczej dynastii z Brunszwiku znalazło się w 1935 r., w dwa lata po dojściu Hitlera do władzy, w posiadaniu Prus, które były wtedy jednym z niemieckich krajów związkowych.
Premierem był tam Herman Göring. Rząd Prus zakupił kolekcję od konsorcjum czterech żydowskich handlarzy dziełami sztuki. Nabyli ją oni legalnie sześć lat wcześniej za 7,5 mln marek i wywieźli za granicę. Usiłowali sprzedać ją w USA, co w czasie wielkiego kryzysu się nie udało i zdołali spieniężyć jedynie część skarbu.
Złożyli więc w 1933 r. ofertę sprzedaży w Niemczech. Skarb znajdował się wtedy w Amsterdamie. – Po dwóch latach negocjacji doszło do porozumienia o sprzedaży kolekcji. W dużym uproszczeniu transakcja polegała na tym, że za część sumy, na którą wyceniono kolekcję, jej właściciele mogli nabyć muzealne dzieła sztuki w Niemczech i wywieźć je za granicę – tłumaczy „Rzeczpospolitej" Birgit Jöbstl z SPK. Zapewnia, że istnieje szereg dokumentów potwierdzających przebieg wydarzeń bez nacisków, przymusu czy innych form szantażu.
Innego zdania są spadkobiercy właścicieli konsorcjum, które sprzedało kolekcję. Ich zdaniem ich przodkowie zostali zmuszeni do zaakceptowania zaniżonej ceny, czyli 4,25 mln marek. Był to w końcu czas prześladowania Żydów w Niemczech, który zapoczątkowało przejęcie władzy przez Hitlera i jego NSDAP. Domagają się więc zwrotu kolekcji o obecnej wartości wycenianej na ok. 260 mln dol.
Uznali, że odpowiednim instrumentem będzie amerykańska ustawa Foreign Sovereign Immunitety (FSIA) z 1976 r. Zabrania ona pozywania obcych państw i ich agencji do sądów amerykańskich, zawiera jednak „wyjątek wywłaszczeniowy" dla procesów sądowych dotyczących przejęcia mienia „z naruszeniem prawa międzynarodowego".