Zadziwia przywiązanie świata do skompromitowanych idei, jeśli tylko mają one – choćby fałszywe – świadectwo szlachetnych intencji. Intryguje również ciąg logiczny wiodący pana de Coubertina do konkluzji, że rywalizacja mężczyzn w przepoconych trykotach zastąpi, a wręcz anuluje polityczną grę interesów. Nie znamy przypadku, żeby sport powstrzymał państwa przed rzuceniem się innym do gardeł, za to często jest areną imperialnych rozgrywek i przedmiotem kultu zbrodniczych reżimów. Pod karą anatemy nie wolno wspomnieć, że idea olimpizmu wyszła z głowy zdeklarowanego rasisty i promotora eugeniki, który w duchu Darwina dzielił świat na urodzonych zwycięzców i całą resztę – stworzoną do przegrywania.