Jak Francja zrezygnowała z wielkości

1940 mógł być rokiem klęski III Rzeszy, ale przyniósł szybki podbój Francji. Stało się tak, ponieważ tylko nieliczni Francuzi gotowi byli walczyć za swój kraj. Reszta szybko pogodziła się z wizją niemieckiej Europy.

Publikacja: 10.06.2021 21:00

Francuscy żołnierze bez oporu poddawali się Niemcom. Koniec maja 1940 r.

Francuscy żołnierze bez oporu poddawali się Niemcom. Koniec maja 1940 r.

Foto: Getty Images

Już w roku 1932 ppłk Reboul z 2. Biura (francuskiego wywiadu wojskowego) opublikował książkę „Nie, Niemcy nie zostały rozbrojone". Podaje w niej dokładne dane o tajnym programie zbrojenia Reichswehry i przygotowaniach Niemiec do rozpętania nowej wojny w Europie. W następnych latach wywiad donosi kolejnym francuskim rządom o niemieckich zbrojeniach i planach agresji. Latem 1937 r. gen. Renondeau z wywiadu sił powietrznych pisze, że tempo remilitaryzacji Niemiec sugeruje, iż „1940 rok to przypuszczalnie rok klęski" dla Francji. W styczniu 1938 r. służby trafnie przewidują zajęcie Austrii na połowę marca. W kwietniu 1938 r. donoszą o niemieckich planach inwazji na Czechosłowację, a w kwietniu 1939 r. – o planie ataku na Polskę. Wiosną 1940 r. alarmują o nieuchronnej niemieckiej inwazji na Zachód. 1 maja 1940 r. wywiad wojskowy przewiduje, że ta ofensywa rozpocznie się pomiędzy 8 a 10 maja: Holandia, Belgia i północna Francja znajdą się pod okupacją w ciągu dziesięciu dni wojny, a reszta Francji w ciągu miesiąca. Francuzi otrzymują precyzyjne ostrzeżenia od sojuszniczych służb i od niemieckich informatorów.

10 maja 1940 r., gdy rzeczywiście dochodzi do niemieckiego ataku, francuscy decydenci polityczni i wojskowi są jednak zaskoczeni. Zachowują się tak, jakby przez ostatnie osiem lat w ogóle nie słuchali szefów swoich służb wywiadowczych. Édouard Daladier, premier od kwietnia 1938 r. do marca 1940 r. – czyli osoba współwinna tej klęski – przyzna później w swoich wspomnieniach, że szpiegów trzeba było jednak wówczas słuchać. „Zaświadczam wobec historii (...), że ci ludzie pierwsi wzięli do ręki broń przeciwko Niemcom i jeśli Francja w pożałowania godny sposób została rozbita w 1940 r., to z jej własnej winy" – pisze Daladier. Francja nie słuchała też marszałków Piłsudskiego i Śmigłego-Rydza oraz ministra Becka, gdy w latach 30. kilkakrotnie proponowali jej wojnę prewencyjną przeciwko Niemcom. A nie słuchała, bo jej władze i obywatele sprawiali wrażenie, jakby nie miało dla nich sensu bronienie suwerenności własnego kraju, a co dopiero jakiejś Polski, Czechosłowacji czy Austrii. Francja została porażona zadziwiającym paraliżem woli politycznej – bała się wojny, a jednocześnie nie była w stanie oprzeć się sojusznikom i do niej przystąpiła. „Skoro byliśmy zdecydowani pozwolić Hitlerowi na pożarcie Polski bez poważniejszej interwencji z naszej strony, nasuwa się pytanie, po co wypowiedzieliśmy wojnę we wrześniu 1939 roku?" – zauważał francuski pułkownik Adolphe Goutard w swojej znakomitej pracy „Wojna straconych okazji".

Wybitny pisarz Louis-Ferdinand Céline przewidywał w 1938 r., że nowa wojna przyniesie krajowi 25 mln ofiar i „koniec rasy". „Ciałem i duszą znikniemy z tego miejsca jak Galowie. (...) Zostało po nich ledwie ze dwadzieścia słów z języka, którym mówili. Będziemy mieć szczęście, jeśli zostanie po nas więcej niż słowo »merde« (franc. gówno)" – prognozował Céline.

Doktryna stagnacji

Pułkownik Józef Jaklicz, w 1939 r. zastępca szefa Sztabu Naczelnego Wodza, po przybyciu do Francji próbował podzielić się z francuskimi generałami swoją wiedzą na temat niemieckiego sposobu prowadzenia nowoczesnej wojny. Zetknął się z całkowitą obojętnością. Przysłano do niego tylko przedstawiciela Biura Historycznego, który sporządził parę stron zdawkowych notatek z rozmowy z Jakliczem i patrzył na doświadczonego polskiego sztabowca z dużym pobłażaniem. Francuski sztab generalny nie wyciągnął z kampanii w Polsce żadnych wniosków i przez pół roku spokoju nic nie zrobił, by zmodyfikować przestarzałą taktykę swoich sił zbrojnych. Później ci sami generałowie tłumaczyli się z klęski, mówiąc, że „totalnie zaskoczyła ich niemiecka taktyka".

Francuzi usprawiedliwiali się również tym, że Niemcy mieli „miażdżącą przewagę". Oczywiście to nieprawda. Niemcy dysponowali 3,35 mln żołnierzy (w czerwcu wspomogło ich 300 tys. Włochów), a wojska alianckie na kontynencie miały 3,45 mln (licząc też 150 tys. francuskich żołnierzy na froncie alpejskim). Niemcy przeznaczyli do ofensywy na Zachodzie 135 dywizji, z czego 42 stanowiły dywizje rezerwowe złożone głównie z żołnierzy w wieku 40+ i uzbrojonych w podobną broń, jaką ci sami żołnierze walczyli w czasie I wojny światowej. Połowa żołnierzy miała za sobą jedynie kilka tygodni szkolenia. Stopień motoryzacji armii niemieckiej wynosił około 10 proc. Miała ona 120 tys. pojazdów mechanicznych, podczas gdy armia francuska dysponowała 300 tys. Francuzi ze swoich 117 dywizji na front północno-wschodni i jego tyły skierują 104 dywizje, ale wspierać ich będzie dziesięć dywizji Brytyjskiego Korpusu Ekspedycyjnego, 22 dywizje belgijskie, dziesięć holenderskich i dwie polskie. Siły były więc mniej więcej wyrównane.

„Teza rządu Vichy, która tak bardzo wprowadzała w błąd francuską opinię publiczną, głosiła, że Niemcy posiadali w maju 1940 r. miażdżącą przewagę w czołgach" – pisał po latach gen. Maurice Gamelin, głównodowodzący wojsk alianckich na Zachodzie w latach 1939–1940 (a zatem odpowiedzialny za brak ofensywy we wrześniu 1939 r. i współwinny klęski z maja 1940 r.). Według danych niemieckiego gen. Heinza Guderiana Niemcy dysponowali w kampanii francuskiej 2683 czołgami, z czego 640 stanowiły uzbrojone jedynie w karabiny maszynowe lekkie czołgi PzKpfw I, a 825 czołgów PzKpfw II miało cienki pancerz i słabe działka 20 mm. Generał Roton, szef sztabu francuskiego frontu północno- -wschodniego, podaje natomiast, że Francuzi mieli wówczas 2300 czołgów lekkich, 410 czołgów szybkich Somua i 325 czołgów ciężkich Char B. Do tego trzeba dodać 600 starych maszyn Renault FT-17 używanych m.in. do ochrony lotnisk. Należy też pamiętać o ok. 700 pojazdach pancernych Brytyjskiego Korpusu Ekspedycyjnego. „W sumie można powiedzieć, że w maju 1940 roku jednostki francuskie czuły o wiele bardziej swą przewagę nad czołgami niemieckimi niż jednostki niemieckie nad czołgami francuskimi" – rozbrajająco przyznał generał Gamelin.

Francuskie czołgi mogły zapewnić zwycięstwo aliantom. Na przykład w połowie maja, gdy można było zlikwidować niemiecki przyczółek pod Sedanem i tym samym zatrzymać blitzkrieg. 15 maja niewielki oddział francuskich czołgów Char B zaatakował niemieckie pozycje w wiosce Stonne (stanowiącej punkt górujący nad niemieckim przyczółkiem). Szturm ledwo odparto, a jeden z francuskich czołgów, dowodzony przez kpt. Pierre'a Billotte'a zniszczył 13 niemieckich czołgów i kilka dział przeciwpancernych. Wytrzymał przy tym 140 trafień. Niemcy często byli praktycznie bezbronni wobec francuskich „stalowych potworów". Za oddziałkiem kapitana Billotte'a miała iść cała dywizja pancerna, która mogła łatwo zmiażdżyć niemiecki przyczółek i odciąć szpicę pancerną Guderiana. Zamiast tego stała bezczynnie wraz z całą 2. Armią gen. Charles'a Huntzigera.

Nie wykorzystano też alianckiej przewagi w artylerii. Siły sprzymierzone dysponowały blisko 14 tys. dział, podczas gdy Niemcy mieli zaledwie 7,4 tys. „Artyleria ciężka i najcięższa była we Francji bardzo liczna i mimo częściowo przestarzałego sprzętu mogła stanowić miażdżącą potęgę ogniową" – pisał gen. Kurt von Tippelskirch.

Do zwycięstwa niemieckiego blitzkriegu we Francji miało przyczynić się w dużym stopniu lotnictwo. Niemcy mieli rzeczywiście przewagę liczebną. Na front zachodni rzucili 5638 samolotów, alianci zaś mieli ich do dyspozycji łącznie 2935 (z czego 1562 przypadało na lotnictwo francuskie). Sprzymierzeni mieli jednak przewagę w myśliwcach: posiadali ich 1106, Niemcy – 836. Francuscy piloci radzili sobie bardzo dobrze w boju. Zestrzelili podczas tej kampanii 916 niemieckich samolotów, a współczynnik zestrzeleń wynosił 2,35:1 na ich korzyść. „Bezustanna walka naszych sił powietrznych, prowadzona od 13 maja, wypompowała ludzi i sprzęt! Po trzech tygodniach stan bojowy jednostek spadł o 30 proc., a nawet o 50 proc. w porównaniu ze stanem teoretycznym" – pisał później niemiecki marszałek Albert Kesselring. A mogłoby być jeszcze lepiej, gdyby Francuzi maksymalnie wykorzystali swój potencjał. Z audytu przeprowadzonego po kapitulacji wynikało, że w całej Francji stało w hangarach aż 2 tys. sprawnych samolotów, które nie zostały użyte w boju!

Wodzowie bez głowy

Jeśli przyglądamy się francuskim kadrom dowódczym z 1940 r., to natychmiast powinna przejść nam chęć do wytykania błędów naszemu dowództwu z 1939 r. Generał Gamelin podszedł bowiem do kwestii dowodzenia co najmniej dziwnie. W styczniu 1940 r. mianował nielubianego przez siebie gen. Alphonse'a Georges'a odpowiedzialnym za front północno-wschodni, a siebie samego uczynił koordynatorem akcji na wszystkich frontach wojny. „Generał Gamelin dowodził więc odtąd na wszystkich frontach, jednakże na frontach tych nie było jeszcze żadnego nieprzyjaciela poza frontem północno-wschodnim, który mu nie podlegał. (...) Generał Gamelin nie będzie się interesował do 19 maja, dnia swojej dymisji, przebiegiem operacji na północnym-wschodzie" – zauważał płk Goutard. Naczelne Dowództwo zostało podzielone w wyniku tej reorganizacji na dwie części i rozlokowane w pięciu odległych od siebie kwaterach. Gamelin w swojej kwaterze w podziemiach zamku w Vincennes nie miał radiostacji do kontaktu ze swoimi armiami i według gen. Charles'a de Gaulle'a „rozmyślał, nie interesując się bieżącymi sprawami". Gdy 19 maja został pozbawiony stanowiska, armia nie miała przez kolejne dwa dni głównodowodzącego. Jego następca, gen. Maxime Weygand, dopiero 21 maja przybył z Syrii do Francji.

Generał Georges po rozpoczęciu niemieckiej ofensywy realizuje Dyle Plan, czyli rzuca siły francusko-brytyjskie do Belgii. Nie dopuszcza myśli o niemieckim uderzeniu przez Ardeny, choć spływają już stamtąd meldunki o wielkiej kolumnie hitlerowskich czołgów. Zaskoczeniem jest dla niego też zdobycie przyczółków przez Niemców pod Sedanem i Dinant. Choć w pobliżu są gotowe do akcji dwie dywizje pancerne, to stoją one bezczynnie. Kpt André Beaufre (późniejszy zimnowojenny strateg), przebywający wówczas w kwaterze gen. Georges'a, widzi panujący tam nastrój rozpaczy i płaczącego dowódcę frontu. Georges zostanie zdymisjonowany 19 maja, ale później francuscy dowódcy też nie będą potrafili wykonać porządnego natarcia, które przecięłoby niemieckiego „pancernego węża" zmierzającego ku morzu. Niemieccy dowódcy są zdumieni, że ryzykancki plan gen. Ericha von Mansteina się powiódł i wpadają w panikę za każdym razem, gdy alianci dokonują słabych lokalnych uderzeń. Francuzi i Brytyjczycy nie zdobyli się na swoją wersję Bzury, Kałuszyna czy bitwy tomaszowskiej...

Kiepsko jest również z przywództwem politycznym. Centrowy premier Paul Reynaud już 15 maja dzwoni do Churchilla i z przerażeniem mówi, że wojna jest przegrana. Obradom rządu przewodzi czasem jego kochanka Hélene de Portes. W czerwcu nieustannie namawia ona Reynauda do zawarcia rozejmu z Niemcami. Grozi też nożem brytyjskiemu premierowi. Reynaud rezygnuje ze stanowiska 16 czerwca, niestety, 28 czerwca, gdy ucieka na południe, ulega wypadkowi samochodowemu, w którym ginie jego kochanka.

Nowym premierem został bohater I wojny światowej marszałek Philippe Pétain. Miał już gotowy skład rządu i wytyczne do negocjacji rozejmowych. Obecnie zwala się na niego całą winę za poddanie kraju Niemcom. Ale przecież za kapitulacją opowiedziała się większość ministrów obradującego w Bordeaux rządu reprezentującego wszystkie (poza komunistami) główne partie polityczne. Kapitulować chciała i lewica, i prawica. Prezydent Albert Lebrun i nieliczni ministrowie, tacy jak Georges Mandel, proponowali przeniesienie rządu do Algieru i kontynuowanie wojny z kolonii. Imperium kolonialne stanowiło wówczas ogromną większość terytorium Francji, a Niemcy nie mieli szans go zająć. Generałowie z Afryki Północnej palili się do walki, a flota była nietknięta. Gdy 8 czerwca de Gaulle prezentuje gen. Weygandowi propozycję ewakuacji armii do Afryki Północnej, słyszy w odpowiedzi: „Imperium? Ależ to dziecinada! Jeżeli zostanę tu pobity, Anglia w ciągu tygodnia rozpocznie rokowania z Rzeszą!".

Hitler przyznaje później w rozmowie z Mussolinim, że bardzo się obawiał ewakuacji rządu francuskiego do Afryki Północnej i kontynuowania stamtąd oporu. Zbytnio rozproszyłoby to siły Rzeszy szykujące się do konfrontacji z Brytyjczykami.

Upadek morale

„Armia francuska jest już tylko bezładną gromadą żołnierzy bez plecaków, często bez karabinów. Codziennie dziesiątki tysięcy ludzi wpadają do niewoli. Wystarczy, aby ukazał się jeden czołg nieprzyjaciela, a już wybucha panika w tłumach składających się z tysięcy ludzi, niezależnie od tego, czy są uzbrojeni, czy nie. Przerażeni mieszkańcy patrzą na przejście tych maruderów, często jeszcze skupionych w swego rodzaju bandy, opierających się na kijach – rodzaj włóczęgów w mundurach!" – opisywał odwrót z czerwca 1940 r. płk de Bardies.

„Jest rzeczą dość charakterystyczną, że na przykład w 3. Grupie Armii zwykły fakt nieporzucenia przez żołnierza karabinu wystarczy, by został on wyróżniony w rozkazie dziennym, a nawet otrzymał odznaczenie!" – przypomina płk Goutard.

Gdy francuskie oddziały w mieście Tours powstrzymują niemieckie natarcie, dowódca tamtejszego okręgu wojskowego gen. Vary 21 czerwca (na dzień przed rozejmem z Niemcami) dostaje zapytanie z Ministerstwa Wojny, „z czyjego rozkazu bronił mostów na Loarze i czemu opuścił Tours, zamiast kapitulować przed Niemcami?". W wielu garnizonach żołnierze zamykani są w koszarach, a ich broń układana jest w stosy. Tworzone są listy jenieckie – ten, kto ucieknie, by kontynuować walkę, będzie uznany za dezertera. Sztab 10. Korpusu w Rennes zostaje wzięty do niewoli przez niemieckiego kaprala. Jeden z garnizonów nie chce czekać na przybycie Niemców, poddaje się im więc telefonicznie. (A teraz porównajmy to z postawą polskich żołnierzy i dowódców w 1939 r. w Warszawie, Modlinie i na Kępie Oksywskiej...). Nie wszyscy oczywiście poddają się defetyzmowi. Załogi niektórych fortów na Linii Maginota przerywają walkę dopiero 30 czerwca, czyli osiem dni po rozejmie. Robią to po naciskach władz francuskich i nie uznają się za pokonanych.

Cywile chcą już tylko jak najszybszego końca wojny. Pułkownik Jaklicz, dowodzący wówczas piechotą dywizyjną (nie do końca uformowanej) polskiej 3. Dywizji Piechoty, napotyka 18 czerwca w mieście Guer delegację z ratusza. Burmistrz mający na sobie szarfę w barwach narodowych informuje go, że czeka na nadejście Niemców i żąda od polskich oddziałów opuszczenia miasta. Szef miejscowej żandarmerii pokazuje mu pustą kaburę i mówi, że już się sam rozbroił. „Panom tym dałem polską odprawę. Zapytałem, gdzie jest chleb, sól i symboliczne klucze miasta na powitanie Niemców i zapowiedziałem, że skieruję karabin maszynowy na deputację, jeśli przeszkadzać będzie wojsku w wykonaniu jego obowiązków" – wspominał Jaklicz.

Generał Erwin Rommel, dowódca 7. Dywizji Pancernej, odnotowuje 14 czerwca: „w wielu miejscach wręcza się nam nawet kwiaty". Kontrastuje to z postawą Francuzów wobec własnych żołnierzy, którzy chcą nadal walczyć. W miejscowości Vierzon zostaje zlinczowany przez cywilów dowódca czołgu, który chce bronić mostów.

Francuskie władze, które wkrótce przeniosą się od uzdrowiska Vichy, myślą już tylko o tym, jak partnersko ułożyć stosunki z okupantami. To się im nie uda – Niemcy ograbią Francję podczas okupacji na ponad 200 mld euro, a dla niemieckiego przemysłu będą pracowały miliony robotników przymusowych z Francji. Okupanci nie pozwolą przenieść się francuskiemu rządowi do Paryża, gdzie tworzyć będą konkurencyjne ruchy kolaboracyjne. W Paryżu już 25 czerwca komuniści deklarują Niemcom, że chcą włączyć się w budowę nowego ładu i walkę z brytyjskim imperializmem u boku Rzeszy oraz Sowietów. Ludy we francuskich koloniach dostrzegają już słabość Francji. Nie minie 25 lat, a z wielkiego imperium kolonialnego niemal nic już nie zostanie. Ale już w 1940 r. zmęczona Francja zrzekła się wielkości.

Historia
Obżarstwo, czyli gastronomiczne alleluja!
Historia
Jak Wielkanoc świętowali nasi przodkowie?
Historia
Krzyż pański z wielkanocną datą
Historia
Wołyń, nasz problem. To test sprawczości państwa polskiego
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Historia
Ekshumacje w Puźnikach. Po raz pierwszy wykorzystamy nowe narzędzie genetyczne