Było to dobre czterdzieści lat temu: burzliwy politycznie, ale podniosły duchowo klimat obchodów tysiąclecia chrztu Polski skłaniał do pomyślenia o genezie ideowej i kulturalnej tożsamości własnej i tożsamości otoczenia, w którym tkwiłem. W tym kontekście odkryłem dla siebie pojęcie inteligencji jako kategorii społecznej, charakterystycznej dla polskiego życia zbiorowego schyłku wieku XIX, ściślej mówiąc, dla życia zbiorowego ówczesnego zaboru rosyjskiego.
Z lektur ówczesnej literatury lepszej i gorszej, prasy oficjalnej i rozmaitej "nielegalszczyzny", z wielu, wielu pamiętników i wspomnień - i z pełnego sympatii myślenia nad tamtą epoką moich dziadów - zrodziła się po paru latach książka "Rodowody niepokornych". Narobiła wtedy - na progu lat 70. - sporo szumu, bo odczytana była bardzo politycznie i aktualizująco: jako propozycja etyczno-ideowa na dziś. Było w tej recepcji coś słusznego: analogie sytuacji opisywanych w książce i przeżywanych ówcześnie przez jej czytelników biły w oczy. Jako młody autor odniosłem triumf, którego skutkiem ubocznym okazało się, że w wielu kręgach uznano mnie za swoisty "autorytet" w kwestii inteligenckiego etosu.
Z biegiem lat ujawniło się jednak to, co dla każdego historyka musiało być oczywiste od początku, że mianowicie nakreślony w "Rodowodach niepokornych" obraz polskiego inteligenta, jeśli nawet prawidłowy w odniesieniu do tamtej epoki i tamtego zaboru, nie bardzo pasuje do innych miejsc i innych czasów.
Chałasiński ze szlachty wywiódł społeczną genealogię polskiej inteligencji. Miał niewątpliwie rację, nawet jeśli warto dopisywać tu takie czy inne szczegółowe poprawki. Jak jednak badać "genealogię etosu", skoro - wbrew wielu uroczystym panegirykom - nie wiadomo nic pewnego o dziedziczeniu sumień? Łatwiej nam przy tym przyjdzie rozprawiać o ciągłości szlacheckich grzechów niż o ciągłości pragnień i migocących w dali ideałów. A zarówno człowieka, jak i społeczność, łatwiej niż przez grzechy można zrozumieć właśnie przez ideały, które przed sobą stawia i które nieustannie zdradza.
Fundamentem etosu szlacheckiego i racją jej elitarnej samoświadomości miała być gotowość do obrony szerszej zbiorowości i jej miejsca na ziemi - to było chyba pierwotne zobowiązanie z niezapisanej nigdzie prastarej "umowy społecznej". Po to jesteś szlachcicem, byś troszczył się o to wspólne dobro, które nazwaliśmy ojczyzną. Co więcej, jak dopowiada stara polska modlitwa, masz się o nią troszczyć i jej służyć, "swoich pożytków zapomniawszy".