Lord Edgar Vincent, wicehrabia d’Abernon
To nie cud był, lecz krwawy trud młodego, chłopskiego w większej części wojska, które dobitnie zademonstrowało, że potrafi dla Polski zwyciężać, że nowe państwo należy do wszystkich Polaków. Był też chłodny rozum Piłsudskiego, który w chwili stanowczej nie zawiódł, wybierając optymalny projekt strategiczny.Jego wrogowie, po większej części niedowiarki, czcze umysły, od razu zaczęły pleść nam rozprawy, że od Warszawy musiał odgonić bolszewików ktoś inny: gen. Weygand, gen. Rozwadowski etc. Z braku odpowiednich dowodów (Weygand najzwyczaj-niej w świecie nie chciał ukraść cudzego zwycięstwa) publicyści spod znaku Narodowej Demokracji sięgnęli do nieba, wzywając na odsiecz przeciw Piłsudskiemu najwyższe szarże niebiańskich ordynków.
Trzeba jednak podkreślić, że pewnym usprawiedliwieniem dla endeckich „teologów wojny” był niedawny „cud nad Marną”, wyprodukowany przez francuskich niedowiarków, którzy jakby powątpiewali w niezwykły heroizm własnego żołnierza. W obu przypadkach zwyciężyły bataliony, które desperacko biły się na swoim i o swoje.Cudu zresztą być nie mogło, albowiem zawsze sprawiedliwe niebiosa winny być skłonne do uruchamiania maszyny cudu w interesie słabszych: przykładem triumf Dawida nad Goliatem. Tymczasem pod Warszawę przyszło (a właściwie przewlokło się) jakieś 100 tys. szabel i karabinów, które Polacy rozmietli na cztery wiatry, czyniąc Armii Czerwonej lanie w najlepszym gatunku. Prawda, były poważne kłopoty z bandycką Konarmią, ale na koniec budionnówki posypały się na ziemię jak kartofle z rozprutego worka.
Pytanie wszakże, czy była to jedna z najważniejszych bitew w dziejach świata? Z jednej strony mocno wątpię, ponieważ nie sądzę, że ewentualna klęska pod Warszawą unicestwiłaby polski opór.Obyczaje krasnoarmiejców jakoś nie zachęciły do komunizmu Polaków ze wsi i miast. Wcale się nie dziwię.
Nie wierzę też w realność deklamacji Lenina i Trockiego o podaniu ręki – nad trupem Polski – rewolucjonistom niemieckim. Rok wcześniej Niemcy sprawnie poradzili sobie z Bawarską Republiką Rad, padła też węgierska awantura Beli Kuna. Marsz Tuchaczewskiego za Odrę nie miał szans, a tym bardziej za Sekwanę, gdzie krasnoarmiejcy zobaczyliby milionowe, zwycięskie armie Republiki Francuskiej, jeszcze niezdegenerowanej. Byłoby to zapewne bardzo krótkie widzenie. Nie sądzę, aby Piłsudski uratował Europę przed bolszewizmem.