Z postaci wysoko urodzonych władczyń i arystokratek w filmie „Kazimierz Wielki” grałam Elżbietę Andegaweńską, siostrę króla. Wspaniałe wspomnienia mam m.in. z planu we francuskim Carcassonne, w najlepiej zachowanym w Europie zespole średniowiecznych fortyfikacji. Lubiłam rolę Anny Schilling w „Koperniku”, kuzynki i gospodyni astronoma, jego wspaniałej towarzyszki życia. W serialu „Lalka” byłam z kolei hrabiną Wąsowską.

Stroną merytoryczną filmów zajmują się konsultanci, gdyż kostiumy, sprzęty i obyczaje z minionych epok muszą być, oczywiście, w myśl zasady noblesse oblige. Trzeba było mieć wiedzę, co i jak jadano podczas sławnej uczty królów, którą Wierzynek urządził w Krakowie naszemu Kazimierzowi Wielkiemu: że jedzenie można brać ręką, trzymając je np. za część kości wystającą z mięsa, a dłonie płukało się później w miseczce z wodą z dodatkiem soku z cytryny. Trzeba też niekiedy radzić sobie z jazdą konną, co nie należało, przyznam, do moich najmocniejszych stron.

Dobrze się czuję w miłym otoczeniu, które dla siebie odnalazłam w kolonii fińskich domków na Ujazdowie, gdzie mieszkam. Od sąsiada historyka sztuki wiem, że uliczki wytyczone między tymi drewnianymi domkami – krzyżujące się pod kątem prostym, niby pola szachownicy – wynikają z układu dawnych grządek ogrodu królowej Bony, która hodowała tu swoją włoszczyznę. Ciekawe, czy jestem szczypiorkiem czy kalafiorem. Mój fiński domek wyposażyłam w piecyki kaflowe. Są już wprawdzie na prąd, ale przypominają mi moje dzieciństwo spędzone po części w Otwocku pod Świdrem w drewnianym domu dziadków. Przenieśli się tam, jak w czasie wojny spalił się im dom w Warszawie. Do dziś czuję u siebie podobny zapach, kolor, a nawet dźwięk drewna. I mam tę satysfakcję, że mieszkam w ogrodzie Zamku Ujazdowskiego, który szczególnie upodobała sobie królowa Bona, gdzie też spędzała czas jej córka Anna Jagiellonka. Teren dawnych ogrodów został wprawdzie sztucznie przedzielony przez jakąś radziecką głowę, która w miejscu najwyższego wzniesienia skarpy puściła Trasę Łazienkowską, ale nadal jest tu cudownie. Piękna wieś w samym środku Warszawy. Nieopodal pędzą samochody, pracują ambasady, kipi życie, a tu – drewniane domeczki w pięknej enklawie zieleni. Wprawdzie w trakcie burz wiatr powala niektóre starsze drzewa, ale za to śpiewają słowiki i przemykają jeże. Wszystko w królewskim stylu.