Zgon brata postawił Annę w centrum zainteresowania. Jej pochodzenie, majątek odziedziczony po matce i bracie oraz brak męża czynił zeń niezwykle istotny element bezkrólewia.

Senatorowie nie zamierzali pozostać bierni i pozwolić, by Anna decydowała o przyszłości państwa. Mimo że dotychczas nie dała się poznać z działań na arenie politycznej, uważana była za nieodrodną córkę przebiegłej Bony. Aby zabezpieczyć się przed jej spodziewanymi knowaniami, nakazano jej opuścić Warszawę i roztoczono nad nią ścisłą kontrolę. Zignorowano jej starania o wyegzekwowanie majątków po bracie. Nadto zakazano jej korespondencji i kontaktów bez wiedzy senatu. Niezbyt mądra, zupełnie bez doświadczenia politycznego, zdziwaczała 49-letnia infantka, poddawała się tym ograniczeniom, nie potrafiąc sprzeciwić się upokorzeniom. Próba zapieczętowania skarbca w Tykocinie i kontakty z wysłannikami Habsburgów wprawiły w furię niektórych senatorów. Biskup kujawski Stanisław Karnkowski i wojewoda łęczycki Jan Sierakowski, bezceremonialnie ofuknęli zahukaną Jagiellonkę: „Już widzimy, że Wasza Królewska Mość coś czynisz bez woli naszej! [...] ty nam chcesz tę koronę stracić dla siebie! [...] ty nam obierać nie będziesz pana! Byśmy wiecznie zginąć mieli, do gardeł naszych krwią będziemy!”. Te stanowcze i obraźliwe słowa senatorowie nieco złagodzili. Rzeczpospolita miała nie zapomnieć o krwi „narodu Jagiełłowego”, jeżeli infantka podporządkuje się ograniczeniom.

Anna nie zaprzestała aktywności, ale była ostrożniejsza. Udało się jej uzyskać część procentów od tzw. sum neapolitańskich, co poprawiło jej finanse i pozwoliło na ukończenie mostu warszawskiego. 23 stycznia 1573 r., dzień przed końcem konwokacji, pomimo zakazu zjechała na zamek warszawski, co wzbudziło wielką konsternację. Nikt jednak nie ważył się usunąć Anny z jej zamku. Podczas uczty następnego dnia doszło do skandalu. Wojewoda sandomierski Piotr Zborowski oskarżył Annę o zamiary otrucia przeciwników politycznych. Na szczęście oskarżenia udało się utopić w lejących się strumieniami trunkach. Z przyjęcia wyniesiono gości, bo „żaden o swej mocy nie mógł chodzić”.