Niezwykle trafnie i dosadnie ocenił sytuację kasztelan miński Jan Hlebowicz: „O pannie Annie nihil bonum sperandum (nic dobrego spodziewać się nie należy). Widzę jako chłopa dopadła, gębę nosi wysoko i hardo, ale widzę po samym [Batorym], że go rządzić nie będzie, bo prawy chłop i nie byle trwoga, widzi mi się, żeby sobą nie dał tak bardzo hybać”. Batory szybko i mocno przejął ster rządów w państwie.

Większym jednak zawodem było prywatne pożycie między parą królewską. Bo raczej pogoń za szczęściem niż za koroną kierowały krokami Anny. Jednak od samego początku sprawy źle stały. Dziesięć lat młodszemu królowi nie podobała się stara, brzydka kobieta. Dworacy szybko zauważyli, że Batory spędził najwyżej trzy noce w pokojach żony. Więcej nie chciał u niej bywać, ale pozwolił jej przychodzić do siebie, kiedy tylko zechce. Anna zechciała...

Pewnej nocy próbowała go odwiedzić, ale okazało się, że król uciekł przed nią. Zbyt wiele osób było świadkiem tego afrontu. Anna z emocji dostała gorączki i trzeba było jej aż krew puszczać. To zresztą niejedyna przykrość, jakiej doznała. Kiedy okazało się, że król nie poważa swej małżonki, pozwalano sobie na afronty względem niej. Szydercze wypowiedzi na temat królowej zaczęły się pojawiać zaraz po ślubie. Kiedy składano parze monarszej poślubne powinszowania, dało się słyszeć głos jakiegoś szlachcica: „Zródź babo, dziecko, a babie sto lat...”.

Z biegiem czasu Batory wyraźnie miał dość podstarzałej matrony, jej humorów, dąsów i prób wtrącania się do polityki. Nie pomogły umizgi i organizowane dla niego bankiety i inne rozrywki. Wolał przebywać jak najdalej od niej, a że panem był „wojennym”, to wojna i polityka absorbowały go bez reszty.