Jako Niemiec urodzony w Gliwicach nie odczuwałem niechęci polskich sąsiadów. Udało się nam się po wojnie zaprzyjaźnić z lwowianami. Warszawiacy byli na dystans, a ja byłem wtedy za mały, żeby rozumieć przyczynę. Mój bezpośredni stosunek do Kresów sprawdził się też w przypadku urodzonej w Wilnie pani Joli Lothe, mojej teatralnej partnerki. Szybko się porozumiewamy, bo i ja jako gliwiczanin czułem się jak ktoś z kresów Rzeszy.

Przyjazd do Warszawy związany był z zamierzeniami mego przyjaciela Helmuta Kajzara. Miał dostać jedną ze scen i chciał mi powierzyć kierownictwo literackie. Myśleliśmy o wystawieniu „Bachantek” i o wyjeździe do Grecji. Plany te przerwała jego tragiczna śmierć. Choć wyjechałem z Polski w 1958 r., często tu bywałem i wierzyłem w jej ogromną szansę cywilizacyjną – niezbyt sobie przez nią uświadamianą i niedostrzeganą na Zachodzie. Tymczasem przez stan wojenny czas się tu zatrzymał.

Miałem wrażenie, że na Zachodzie sztuka już się skonwencjonalizowała, natomiast tu, w Polsce, możliwy jest ferment. Że się coś ciągle rodzi. Po śmierci Helmuta Kajzara postanowiłem dołożyć starań, żeby nie zaginęło to, co stworzył, w dziwny sposób łącząc w swej sztuce protestantyzm z katolicyzmem, a nawet z prawosławiem, bo wciągnął do swojej pracy Jerzego Nowosielskiego, który miał specyficzne podejście do ikony.

Zderzenie tych dwóch elementów wprowadziliśmy z Jolantą Lothe w Videoteatrze Poza. Warszawa coraz bardziej zaczęła mnie interesować jako miasto, zwłaszcza że w Niemczech jest ono w dziwny sposób wypierane z pamięci. Postanowiłem rekonstruować Warszawę w sobie. Piszę książkę porównawczą Warszawa – Berlin. To trudna sprawa, bo poza tym, że jedno miasto zabiło drugie, nie mają zbyt wiele wspólnego.Upieram się przy tym, że Warszawa jest miastem magicznym, choć jej mieszkańcy o tym nie wiedzą. Człowiekiem, który ponad 200 lat temu założył Warszawskie Towarzystwo Muzyczne, był Ernest Teodor Amadeusz Hoffmann. Było to spotkanie artystów polskich i niemieckich. Niezależnie od wszystkich animozji i ponad okupacyjnymi podziałami. Towarzystwo to finansowane było z kasy króla pruskiego.

E. T. A. Hoffmann dyrygował w Warszawie utworami Beethovena. Nagle ja znalazłem się w siedzibie dzisiejszego Warszawskiego Towarzystwa Muzycznego, które wynajmuje nam lokal.Mam ambicję przeniesienia wielu doświadczeń warszawskich do Niemiec.