Pradziad i dziad króla nosili polską koronę, a taki „Opis Xięstwa Warszawskiego” Jerzego Beniamina Flatta (1809) jeszcze skracał dystans, zwąc na wyrost Fryderyka Augusta „synem ostatniego Króla Polskiego z domu Saskiego”.Nie zapominajmy, że mimo różnicy tytułów związek polsko-saski był bodaj ważniejszy dla Drezna. Poza prestiżem dynastii, która po wiekach stała się królewską (chociaż z ręki dziecka rewolucji), liczył się też potencjał obu państw. Otóż wzmocniona po Tylży, bogatsza od ziem polskich Saksonia miała nieco ponad 2 mln mieszkańców. Księstwo zaś w 1807 r. liczyło ich już 2,6 mln, by po rozszerzeniu w 1809 r. cieszyć monarchę 4 mln 300 tys. poddanych. Suma ludności obu państw (ok. 23 proc. potencjału Francji) czyniła z Fryderyka Augusta władcę liczącego się na kontynencie.

Nadana przez Napoleona, lecz zredagowana przy udziale polskich polityków konstytucja nie pozostawiała wątpliwości co do silnej roli władcy: „Rząd jest w osobie króla. On sprawuje w całej swojej zupełności urzędowania władzy wykonawczej. Przy nim jest praw początkowanie”. Monarcha stawał się więc jedynym źródłem władzy i inicjatywy ustawodawczej. Poza kilkoma dziedzinami zastrzeżonymi dla dwuizbowego Sejmu sprawował też ustawodawstwo, powoływał i odwoływał ministrów oraz urzędników (w przypadku niezawisłych sędziów obowiązywała ścisła procedura). Rada Ministrów odpowiadała przed królem, prawa i wyroki wychodziły w jego imieniu, do niego też należało prawo łaski.

Ponieważ król rezydował w Dreźnie, faktycznym rządem krajowym stała się nieznana w Polsce, a typowa dla ustroju napoleońskiego Rada Stanu, złożona z ministrów i urzędników pomocniczych (tzw. referendarzy). Ona właśnie opracowywała projekty dekretów królewskich i uchwał sejmowych. Sprawami polskimi na dworze saskim zajmowała się nieliczna polska kolonia, a zwłaszcza minister sekretarz stanu do spraw Księstwa Stanisław Breza.

Podczas czterech pobytów w Warszawie Fryderyk August uczestniczył w posiedzeniach Rady Stanu. Wedle jej referendarza Kajetana Koźmiana „król cierpliwie słuchał, przymawiał się, uwagi czynił po polsku, mówił bowiem tym narodowym językiem nieco trudno i powolnie, ale razem starannie, gramatykalnie i jasno. Gdy któryś z radców Rady Stanu, chcąc być lepiej zrozumianym przez króla, wpadł w rozprawę językiem francuskim (...), król przerywał mówiąc: «Proszę po polsku, bo pan Rządkowski nie rozumie». Zdarzało się, iż gdy dyskusja długo trwała, ten pan umordowany czasem zadrzymał; o godzinie czwartej zajrzawszy na zegarek zamykał sesję i wychodził tym trybem, jak przyszedł. Po odejściu króla dwóch kamerdynerów wnosiło stoliki i na dwóch wielkich tacach obfite śniadanie z suchych konfitur, szynek, likworów i w małych buteleczkach spleśniałych, czterech, stare wino jeszcze od Augusta II zachowywane; wszystko z apetytem zmiecione zostało, a szczególniej stare wino jako nader rzadkie”.