Spoczywał Marszałek przez lata całe pod stosem węgla w piwnicy i z pomocą woźnego Żalimasa ojciec odczyścił jego marsowe oblicze, maciejówkę i pierś w kurtce bez odznaczeń. Postawili w korytarzu na parterze szkolnego budynku. Na starym miejscu. Szkoła była przecież Jego imienia. Niedługo trwał ten przywrócony stan rzeczy. Któregoś wieczoru odwiedził niesłużbowo mego ojca Roman T., komendant nowo powstałej milicji, przedwojenny jego uczeń. Poszeptali, poszeptali. Ojciec zasmucił się, lecz zastosował się do życzliwej rady byłego ucznia. Znów z pomocą woźnego Żalimasa schował Marszałka pod węgiel.
W tym czasie do pałacyku w parku powrócili prawowici właściciele. Pałacyk podczas okupacji zajmowali Niemcy. Niedługo jednak stary pan K. i jego rodzina cieszyli się odzyskaną nieruchomością. Wykwaterowano ich stamtąd i pałacyk przeznaczony został na siedzibę urzędu bezpieczeństwa i o jego piwnicy zaczęto opowiadać różne historie.
– Zaczyna się – powiedziała moja matka.
Ojciec nadal pozostał niepoprawnym optymistą i tak samo jak przed wojną zorganizował zabawę, z której dochód został podzielony po połowie na budowę szkoły i kościoła.
Tak czynili zawsze przed wojną z księdzem proboszczem, który wrócił z obozu koncentracyjnego i na przedramieniu miał wytatuowany niebieski numer. Obaj nie porzucili swych ambitnych zamiarów. Ojciec pragnął dobudować jeszcze jedno skrzydło do budynku szkolnego, ksiądz proboszcz zaś wznieść drugą wieżę kościoła, ledwo zaczętą przed wojną. W jego marzeniu kościół miał dominować nad całym miasteczkiem o niskiej, w przewadze jednopiętrowej, kolejarsko-robotniczej zabudowie. Do drugiej wspólnej zabawy już nie doszło. Znów pewien życzliwy człowiek (tym razem ojciec ucznia, który został aktywistą PPR) ostrzegł przed groźnymi konsekwencjami ulegania wpływom klerykalizmu. Odbyła się druga i trzecia zabawa, już tylko pod hasłem budowy szkoły. Wpływami z biletów i bufetu potajemnie podzielił się ojciec z księdzem proboszczem. Jednak instytucja donosów zaczęła już funkcjonować i sprawa się wydała. Zjechała specjalna komisja z kuratorium, towarzyszył jej ponury osobnik w wojskowym mundurze. W wyniku prac tego zespołu mój ojciec został zdjęty ze stanowiska kierownika szkoły.