Garnizon w Cao Bang, gdzie stacjonował m.in. elitarny 3. Pułk Legii Cudzoziemskiej, został odcięty od reszty kraju. Sztab Generalny nakazał mu przebicie się w kierunku Hanoi. Jednocześnie wysłał grupę manewrową, złożoną głównie ze strzelców marokańskich, która miała osłaniać odwrót. Francuskie zgrupowania połączyły się, ale 7 października zostały rozbite przez przeważające oddziały Giapa. 6 tys. zabitych i 2 tys. zaginionych – to klęska, jakiej do tej pory nie doznała kolonialna Francja. Do celu dotarło zaledwie 700 ludzi.

Relacje powracających wywołały szok „Zaatakowali nas wszystkim, co nadawało się do zabijania (...) W użyciu były granaty i noże, ale nade wszystko widzieliśmy te nieprzebrane masy Wietnamczyków nacierające na nas (...) Niektórzy oficerowie nakazywali swoim podwładnym, by strzelili im w tył głowy. Okrążeni Marokańczycy śpiewali wojenne pieśni, dopóki nie zostali kompletnie wybici. Przyjaciele wymieniali ze sobą ostatnie słowa pożegnania, aż wreszcie nastała cisza, a wraz z nią przeraźliwy zapach wielkiej rzezi”.

Na wieść o wydarzeniach pod Cao Bang pozostałe garnizony rozpoczęły pospieszną ewakuację do stolicy, zostawiając przeciwnikowi nietknięte składy broni i amunicji. Morale wojsk francuskich wyraźnie podupadło. W niespełna sześć miesięcy Giap wyparł Francuzów z północnego Tonkinu. Droga do Hanoi i Hajfongu stała przed Wietnamczykami otworem.

Sytuację uratowało przybycie do Wietnamu gen. Jeana de Lattre de Tassigny. Bohater II wojny światowej tchnął nowego ducha w jednostki francuskie i przeszedł do kontrofensywy. Stworzył linię fortyfikacji okalających zieloną nizinę Rzeki Czerwonej, na której powstrzymał ataki Giapa. Rozpoczął rozbudowę armii narodowej, wygłaszając płomienne przemówienia do młodzieży wietnamskiej.