Pod koniec lat 60. blisko połowa wydatków przeciętnego gospodarstwa domowego przeznaczona była na zakup żywności, co oznaczało, że zarobki były bardzo skromne. Dużą popularnością cieszyła się sprzedaż ratalna – w 1967 roku przedsiębiorstwo państwowe Obsługa Ratalnej Sprzedaży (ORS) pożyczyło ponad 7,2 mld zł, w tym na zakup radioodbiorników i telewizorów ponad 2,5 mld zł, na zakup mebli 1,4 mld zł. W połowie lat 60. połowa gospodarstw domowych na wsi i co czwarte w mieście nie miało radia. W Polsce było 2 mln odbiorników TV. W 1965 roku pod względem nasycenia gospodarstw domowych lodówkami Polska osiągnęła 50 procent poziomu Czechosłowacji i Austrii i ok. 15 procent poziomu RFN. „Życie Gospodarcze” z sierpnia 1968 roku wyliczało, że „pralek na 1000 mieszkańców mamy o 30 procent mniej niż w Czechosłowacji. Cenę pralki Państwowa Komisja Cen ustaliła dla całkowitej produkcji 50 tys. sztuk, a jest ona 10 razy większa. Cena powinna spaść, bo jest zbyt wysoka i hamuje popyt”. Gazeta pocieszała jednak czytelników: „W 1970 popyt na pralki zostanie zaspokojony – w tym roku sprzedaż osiągnie 320 tys. sztuk”. Nawet jeżeli statystyki podawały, że „popyt miał pokrycie w towarach”, to na półkach często stały buble. Tylko w jednym województwie w połowie 1968 roku Zakład Odbioru Jakościowego przy Katowickim Zjednoczeniu Przedsiębiorstw Handlowych odrzucił 10 tys. rodzajów towarów wartości ponad 60 mln zł. Artykuły te w ogóle nie zostały dopuszczone na rynek, nawet w formie przecenionych i wyrzucono je. Bublami były głównie: wędliny, odzież, obuwie i zmechanizowany sprzęt gospodarstwa domowego.

Premier Cyrankiewicz miał słabość do samochodów i na jego polecenie Motoimport sprowadził najpierw dwa bentleye (drugim jeździł Żymierski), a następnie humbery. Jednak przeciętny Kowalski nie mógł nawet pomarzyć o syrence, która kosztowała 72 tys. zł. Aut było niewiele, np. pod koniec lat 60. w liczącym 5 tys. mieszkańców Bełchatowie była jedna syrenka. Dziennikarka Krystyna Milewska wspominała, że jej ojciec, który zarabiał 3000 zł, kupił syrenę. Rata wynosiła 1600 zł – za tę sumę można było uszyć ładną jesionkę. – Mama zarabiała 1300 zł i w domu się nie przelewało. Tata dopieszczał syrenę, która nieustannie się psuła, a mama chodziła w podartych pończochach – mówiła Milewska. Niemal każdy nabywca samochodu dostawał z Wydziału Finansowego Prezydium Dzielnicowej Rady Narodowej „Wezwanie do wyjaśnienia wątpliwości” w związku z kupnem auta.

W porównaniu z samochodami mieszkania były niebotycznie drogie – sam wkład mieszkaniowy w spółdzielni wynosił 25 tys. zł, a 48-metrowe mieszkanie w nowym bloku kosztowało 5 tys. dolarów. Samochód mimo wszystko był łatwiejszy do zdobycia i zapewne dlatego na książeczkach mieszkaniowych premiowanych budową mieszkań PKO zgromadziło w 1968 roku 5 mld zł, natomiast na książeczkach premiowanych samochodami oszczędności wyniosły ponad 11,6 mld zł.

Władze PRL planowały pod koniec lat 60. kolejną ofensywę eksportową i sporo sobie po niej obiecywały, bo np. sprzedaż zagranicznym klientom pralek itp. „wyrobów rynkowych przemysłu ciężkiego” przyniosła w 1965 roku 200 mln zł dewizowych – „to zaledwie 40 procent tego, co otrzymujemy za eksport mięsa i przetworów mięsnych, oraz 20 procent wpływów z eksportu węgla” – wyliczało „Życie Gospodarcze”. Zagraniczni odbiorcy byli zainteresowani tylko nowoczesnymi lub bardzo tanimi towarami. Tymczasem plan pięcioletni tworzono następująco: ok. trzech lat wcześniej ministerstwa i zjednoczenia zbierały od przedsiębiorstw listy towarów eksportowych i niezbędnego do produkcji importu. Przetworzone dane ministerstwa przekazywały do Komisji Planowania, gdzie poddawano plany modyfikacjom po międzynarodowych uzgodnieniach dwustronnych i wielostronnych na forum RWPG. Tam pod kuratelą ZSRR baczono, aby lobby wojskowo-przemysłowe każdego z krajów zostało zaspokojone. Dopiero po tych uzgodnieniach ministrowie handlu zagranicznego uroczyście podpisywali pięcioletnie umowy o wymianie dóbr.

Poszukiwane towary produkowali czasem rzemieślnicy, ale rząd walczył z „prywatną inicjatywą” podatkami i zarzutami nierzetelnej kalkulacji cen, która jakoby prowadziła do ograbiania państwa. Ci, którzy wyłamywali się z szeregu, byli karani. Np. sąd skazał właściciela prywatnej wytwórni galanterii metalowej i mas plastycznych w Otwocku na 15 lat więzienia, 100 tys. zł grzywny i przepadek mienia za zawyżoną kalkulację cenową pasków klinowych, przez co naraził według sądu Skarb Państwa na stratę 1,4 mln zł. Ukarano także dwuletnim więzieniem i 10 tys. zł grzywny dyrektora Biura Zbytu Surowców Gumowych w Łodzi, który paski kupował wbrew zarządzeniu Zjednoczenia Przemysłu Gumowego zabraniającemu dokonywania zamówień w sektorze prywatnym. Dyrektor skorzystał z oferty prywaciarza, bo pasków nie było, a fabryki bez nich nie mogły sprzedawać swojej produkcji. Po dwóch latach więzienia Sąd Najwyższy uniewinnił rzemieślnika i dyrektora.