Powstanie styczniowe już nie boli

"Okres II wojny światowej, nie mówiąc już o PRL, waży na losach każdego lub prawie każdego z nas. O powstaniu styczniowym trudno to powiedzieć". Z Eustachym Rylskim, pisarzem, rozmawiała Kamila Baranowska

Aktualizacja: 22.01.2008 04:59 Publikacja: 22.01.2008 04:58

Powstanie styczniowe już nie boli

Foto: Rzeczpospolita

Rz: Dzisiaj mija 145. rocznica wybuchu powstania styczniowego – jednego z najdłuższych zrywów narodowych. Czy legenda powstania styczniowego żyje w polskiej tradycji i literaturze?

Eustachy Rylski: Powstanie, o które pani pyta, było najtragiczniejsze ze wszystkich mi znanych, chociażby ze względu na swoją absolutną nadaremność i niepowszechność. To było także najbardziej elitarne polskie powstanie. Literatura, a ona interesuje mnie bardziej od tradycji, lubi taką ekskluzywność, w związku z czym je zaanektowała. Literaturze się ono, na różnym zresztą poziomie, przysłużyło. Narodowi – nie.

Czy w takim razie naród powinien jakieś elementy tej tradycji dziś podtrzymywać? A jeśli tak, to jakie?

Sądzę, że dzielność, osobiste męstwo, sprzeciw wobec przemocy są godne podziwu, a w każdym razie szacunku. Niezależnie od przyczyny, która ludzi do tego skłania. Odwaga, męstwo, dzielność to wartości same w sobie. W powstaniu styczniowym ich nie brakowało.

Powstanie zakończyło się klęską i śmiercią wielu Polaków, jednak w naszym kraju kultywujemy jego pamięć. Czy nie jest to – jak mówią niektórzy – przejaw polskiej narodowej megalomanii?

Nie zauważam przesadnego dbania o pamięć powstania styczniowego. Trudno więc tu mówić o megalomanii.

Skoro – jak pan mówi – nie dbamy o pamięć o powstaniu, czy oznacza to, że nic w narodowej pamięci po nim nie zostało? Może jednak jest w naszej tradycji jakieś dziedzictwo powstania styczniowego?

„Wierna rzeka” Stefana Żeromskiego. Mówię to najzupełniej serio.

Dziś o powstaniu styczniowym wspomina się znacznie rzadziej niż o wydarzeniach z II wojny światowej czy o czasach PRL. Powinniśmy powoli mniej wagi przykładać do 1863 roku?

Nie wiem, czy powinniśmy, wiem, że to zrozumiałe. Okres II wojny światowej, nie mówiąc już o PRL, waży na losach każdego lub prawie każdego z nas. O powstaniu styczniowym trudno to powiedzieć. Rany się zabliźniły, majątki i tak przepadły, ludzie przeminęli. Powstanie styczniowe już nie boli, II wojna światowa jeszcze wielu. A skala dysproporcji między zdegradowaną Polską a triumfującą, monumentalną i wszechpotężną Rosją już się nie powtórzy.

Rz: Dzisiaj mija 145. rocznica wybuchu powstania styczniowego – jednego z najdłuższych zrywów narodowych. Czy legenda powstania styczniowego żyje w polskiej tradycji i literaturze?

Eustachy Rylski: Powstanie, o które pani pyta, było najtragiczniejsze ze wszystkich mi znanych, chociażby ze względu na swoją absolutną nadaremność i niepowszechność. To było także najbardziej elitarne polskie powstanie. Literatura, a ona interesuje mnie bardziej od tradycji, lubi taką ekskluzywność, w związku z czym je zaanektowała. Literaturze się ono, na różnym zresztą poziomie, przysłużyło. Narodowi – nie.

Historia
Paweł Łepkowski: Najsympatyczniejszy ze wszystkich świętych
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Historia
Mistrzowie narracji historycznej: Hebrajczycy
Historia
Bunt carskich strzelców
Historia
Wojna zimowa. Walka Dawida z Goliatem
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Historia
Archeologia rozboju i kontrabandy