W różnorodnych sytuacjach, w Europie i koloniach, najczęściej pojawiał się genialny uczony – Francuz, dla Anglika odpowiednia była rola dżentelmena. W powieści „W osiemdziesiąt dni dookoła świata” z 1873 roku Francuz to Passepartout (w polskich przekładach – Obieżyświat), idealny służący, który wszystko umie i wybrnie z każdej sytuacji. Jego pana, Anglika w każdym calu, Mr Phileasa Fogga przedstawiać nie trzeba.
Ten światowy bestseller był popularny także w Anglii. Verne utrafił nim w sedno. Po pierwsze, nakreślił wprost karykaturalnie doskonałą sylwetkę angielskiego dżentelmena. W Londynie poznajemy go w ekskluzywnym klubie (pojawia się tam również w ostatnim rozdziale), resztę książki wypełnia podróż. Bardzo to trafne, bowiem podróżowanie uchodziło za właściwe zajęcie dla dżentelmena.
Sir Henry Rider Haggard, autor najsławniejszych XIX-wiecznych angielskich powieści o przygodach we wnętrzu Afryki („Kopalnie króla Salomona”, „Alan Quatermain”), których nie należy oceniać po luźno na nich opartych, tandetnych filmach, pisał, że „status i godność angielskiego dżentelmena to najwyższa ranga, jaką możemy osiągnąć”. Wszyscy jego bohaterowie podróżują, a autor w uznaniu zasług pisarskich doczekał się nobilitacji od królowej Wiktorii. Jeśli chciałoby się ująć ten styl w czterech wyrazach, to nasuwa się zdanie, wypowiedziane wprawdzie przez Amerykanina, ale w jakże podróżnej sytuacji: „Mr. Livingstone, I presume?”. Wypowiedział je oczywiście Robert Stanley, gdy dotarł do zagubionego w afrykańskiej dżungli angielskiego dżentelmena odkrywcy Davida Livingstone’a.
Jakkolwiek do atrybutów dżentelmena należało przede wszystkim to, że nie zajmuje się pracą fizyczną, oczywisty wyjątek czyniono dla zawodowych myśliwych. Haggardowski Alan Quatermain podkreślał nawet, że majątek ma nader skromny (dom pod Durbanem), ale żyje ze swej myśliwskiej strzelby. „W osiemdziesiąt dni dookoła świata” czyta się dziś lepiej niż „Kopalnie króla Salomona”, choć Mr. Fogg został przez swego twórcę przerysowany znacznie silniej niż poszukujący skarbu królowej Saby, zbrojny w monokl kapitan Good i jego towarzysze. W jakiejś mierze wynika to z faktu, że gdy powieść powstała, jej temat nie należał do gatunku science fiction, lecz był oparty na technicznych i politycznych realiach epoki.