Wielkie tykanie

Najpewniej wszystkie języki świata przynajmniej u ludów piśmiennych wypełnione są po brzegi rozmaitymi powiedzeniami i powiedzonkami o zegarach i zegarmistrzach. Od Ten zegar stary... po nieśmiertelnego Zegarmistrza światła.

Publikacja: 12.03.2008 11:45

Wielkie tykanie

Foto: AKG/East News

Urządzenie do pomiaru czasu jest bowiem przedmiotem niesamowicie symbolicznym, a jego twórca – demiurgiem. Przy czym symboliczne funkcje zegara są wcale niejednoznaczne – przypuszczam, że najbardziej rozpowszechniona ukazuje go jako milczącego świadka ludzkich czynów i przeżyć. Jak śpiewała nieśmiertelna Irena Santor – i znowu zegar odmierza czas, na liściach rosa złocista od gwiazd. Piękna to jest i wspaniała poezja, jakkolwiek w tej konkurencji nieco wyżej cenie sobie Apollinaire’a z „Mostu” Mirabeau: Zegar już bije, noc już nastaje, dni przemijają, ja pozostaję.

Jak niby powszechnie wiadomo, między upadkiem Cesarstwa Zachodu w 476 r. a upadkiem Cesarstwem Wschodu w 1453 r. grube ciemności pokrywały ziemię. Ten okres nazwano średniowieczem, czy Wiekami Średnimi.

Z pewnym odcieniem pogardy, bo przecież po nich nastąpiło odrodzenie, a odradzać to się można ze zgliszcz i właśnie upadków. Ale te ciemne wieki rozjaśniało nie tylko boskie światło strzelistych katedr gotyckich, pobłyskiwała w nich również myśl techniczna.

Skrętny dyszel w połączeniu z chomątem, resorowany powóz, pług koleśny, wiatrak, młyn wodny, galeon, okulary – te wszystkie ułatwiające życie urządzenia wynaleziono przecież w średniowieczu. Bez galeonu i wiatraka mógłbym jeszcze jako tako egzystować, ale bez okularów – już nie. No i oczywiście wynaleziono w owych wiekach zegar mechaniczny.

Z całym szacunkiem do poprzednich mierników czasu (inna sprawa, że każdy byt jest jakimś zegarem, bo we wszystkim odciskają się znaki przemijania) zegar mechaniczny całkowicie odmieniał nasze pojęcie świata. Czas posegmentował się inaczej, rozdrobnił się w precyzyjne serie małych drobinek, a nad „ciemnym” światem rozległo się Wielkie Tykanie. Co prawda ludzie wciąż chodzili z zadartą głową, tylko, że teraz nie popatrywali w niebo, ale na zegarowe wieżyce świątyń i ratuszy. Ale później, z chwilą wynalezienia zegarka ręcznego, pochylili głowy przez tym magicznym urządzeniem, spuszczając oczy na swe brzuchy i przeguby. Mechaniczny zegar wtargnął więc w nasze zmysły, w nasze uszy i oczy. A wiadomo – nasz aparat zmysłowy wciąż wyznacza ramy ludzkiego poznania. Prawda, status quo ante zachowały zmysły powonienia i smaku, albowiem zegary wącha się i jada chyba dość rzadko.

Zanikły za to pewne ważne instynkty czy intuicje: zdaje mi się, że w epoce przedmechanicznozegarowej ludzie mieli zupełnie inne wyczucie czasu. Ludzkie ciało nosiło w sobie jakąś, głęboko zapisaną w swych zwierzęcych dziejach wiedzę o tym, która właśnie „jest godzina”. Historia zegara jest więc ważny epizodem w procesie uzależniania się człowieka od rozmaitych, niezbędnych przedmiotów. Ta historia trwa dalej, człowiek coraz bardziej ugina karku przed terrorem swych wynalazków, jakkolwiek Wielkie Tykanie zasadniczo ucichło w moim własnym wieku średnim. Zastąpiły je elektroniczne szumy. Nie mam już żadnego zegarka na rękę czy zegara ściennego. W potrzebie sięgam po aparat komórkowy lub uruchamiam komputer. A całkiem niedawno wisiało u mnie coś, co wydzwaniało godziny jak młotem. Nie ma co kryć, żyjemy w epoce postzegarowej. Nie jestem wszakże w stanie odpowiedzieć na pytanie, czy lepiej gdy w uchu szumi, czy dzwoni?

Jarosław Krawczyk, redaktor naczelny miesięcznika „Mówią wieki”

Historia
Krzysztof Kowalski: Zabytkowy łut szczęścia
Historia
Samotny rejs przez Atlantyk
Historia
Narodziny Bizancjum
Historia
Muzeum rzezi wołyńskiej bez udziału państwa
Materiał Promocyjny
Kluczowe funkcje Małej Księgowości, dla których warto ją wybrać
Historia
Rocznica wyzwolenia Auschwitz. Przemówią tylko Ocaleni
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego