Wieść o porażce pod Marcjanopolis szybko obiegła okoliczne miasta. Było to o tyle niebezpieczne, że w armii rzymskiej służyły oddziały gockie. Jeden z nich pod wodzą książąt Sweryda i Koliasa przebywał na leżach zimowych pod Adrianopolem. Administracja rzymska potraktowała gockich żołnierzy jak potencjalnych zdrajców, nakazując im przesiedlenie do prowincji Hellespontus w Azji Mniejszej. Sweryd i Kolias zgodzili się, ale poprosili o pieniądze i pożywienie na drogę oraz dwa dni na przygotowanie do wymarszu.
Urzędnik sprawujący władzę w Adrianopolu uznał to za arogancję. Uzbroił miejski plebs i zagroził Gotom wytępieniem, jeśli natychmiast nie odejdą. Ci wypowiedzieli posłuszeństwo, zadeklarowali przystąpienie do Fritigerna i zaczęli oblegać Adrianopol. Fritigern jednak polecił im zostawić miasto i grabić okolicę. Takich zbuntowanych band, które wiosną 377 roku zaczęły pustoszyć Trację, było coraz więcej. Oprócz grup barbarzyńców byli to również zbuntowani jeńcy wojenni, niewolnicy i pracownicy kopalń złota.
Na wieść o kłopotach na Bałkanach Walens wysłał posła do Persów z propozycją zawieszenia broni. Nie mógł jednak opuścić wschodnich rubieży imperium, póki nie był pewien wyników poselstwa. Na razie pchnął z Armenii do Tracji posiłki pod wodzą Profuturusa i Trajana. Mieli oni jednak niewielkie siły (ok. 3 tys. ludzi) – zbyt mało, aby spacyfikować bunt. Do tego działania utrudniały góry i rozproszenie wroga. Mimo to oddziały rzymskie wyparły barbarzyńców na północ, zamykając ich między górami Hemus i Dunajem. Dowódcy cesarscy liczyli, że zimą zdziesiątkuje ich tam głód i mróz.
Walens poprosił o pomoc Gracjana. Ten nakazał wymarsz na wschód Frigeridusowi, który miał też dostać posiłki z Panonii i krain zaalpejskich. Z Galii zaś wysłał oddział dowodzony przez Richomeresa, dowódcę straży cesarskiej. W praktyce pomoc okazała się bardzo skromna. Większość oddziałów Richomeresa zdezerterowała, ponieważ galijscy żołnierze nie chcieli zostawić rodzin na pastwę losu. Natomiast Frigeridus nie ruszył w pole, zasłaniając się chorobą. Resztki sił Richomeresa połączyły się z wojskami Profuturusa i Trajana pod osadą Ad Salices (Pod Wierzbami) w Scytii.
Barbarzyńcy utworzyli tu wielki obóz z ustawionych w koło wozów, zwany carrago. Na wieść o nadejściu Rzymian skrzyknęli zagony z całej okolicy. Na pewno jednak nie zebrały się całe ich siły (nie dotarł np. oddział Fritigerna). Gdy Rzymianie stanęli pod Ad Salices, było ich mniej niż barbarzyńców. Dowódcy zdecydowali się jednak wydać bitwę i tylko noc zapobiegła starciu. O świcie Rzymianie zaintonowali wojenny „barritus”, Goci zaś śpiewali pieśni o czynach przodków. W końcu starły się szeregi walczących. W pewnym momencie lewe skrzydło Rzymian zaczęło się cofać, ale uratowały je oddziały rezerwowe. Walka była tak zażarta, że zabijano jeńców. Dopiero noc przerwała starcie. Krwawa bitwa była nierozstrzygnięta. Wojska cesarskie wycofały się pod Adrianopol. Goci zaś przez siedem dni pozostali bezczynnie w obozie. Dzięki temu Rzymianie zdążyli zabarykadować przejścia przez pasmo Hemus i zamknąć wroga między górami a Dunajem.