Na wieść o nowej wojnie książę Antiochii Boemund III i Rajmund z Trypolisu zawarli rozejmy z Saladynem. Hrabia miał nawet uzyskać poparcie Kurda w walce o koronę. Początkowo Gwidon zamierzał siłą zdławić jawny bunt lenników, ale za namową Baliana z Ibelinu postanowił wysłać poselstwo i szukać pokojowego rozwiązania sporu.
Kilka dni później, 1 maja 1187 roku, doszło do incydentu, który na nowo zjednoczył siły Królestwa Jerozolimskiego. Związany traktatem z Saladynem hrabia Rajmund zezwolił na przejazd przez Galileę arabskiego podjazdu pod wodzą Al-Afdala, syna sułtana. Nakazał mu jednak powrót przed zmierzchem i rozesłał wieści, aby ludność pochowała się w galilejskich warowniach. Pech chciał, że w okolicy biwakowało akurat poselstwo jerozolimskie udające się na negocjacje do Tyberiady. Uczestniczący w nim mistrzowie templariuszy i joannitów natknęli się na Arabów przy źródle Cresson.
Muzułmanie mieli zdecydowaną przewagę. Roger des Moulins wraz z marszałkiem templariuszy Jakubem de Mailly odradzali walkę, ale Gerard de Ridefort zarzucił im tchórzostwo. Poruszony tym marszałek miał mu odpowiedzieć: „Ja zginę w bitwie, jak przystało na dzielnego męża. To ty, panie, uciekniesz jak zdrajca”. Te słowa okazały się prorocze. Dumny Gerard rzucił się do szaleńczego ataku na czele jazdy, ale jego ludzie zostali rozniesieni. Jakub i Roger walczyli do końca, okrążeni przez tłum wrogów. Z masakry uszło z życiem zaledwie trzech chrześcijańskich rycerzy, w tym prowokator starcia Gerard. Zdruzgotany Rajmund, czując brzemię odpowiedzialności za wydarzenia spod Cresson, przyjął mediację Baliana i pojednał się z Gwidonem.