Tyle Alfons VIII. Natomiast napisana w pierwszej połowie lat 30. XIII wieku anonimowa „Kronika królów Kastylii” opisuje nie bitwę, ale raczej chrześcijańsko-feudalną liturgię bitwy: „Po wysłuchaniu uroczystej Mszy Świętej, odświeżeni życiodajnym Sakramentem Ciała i Krwi Chrystusa, naszego Boga, uzbroili sięw znak Krzyża. Potem szybko pochwycili swą broń i z radością ruszyli do walki, jakby zaproszeni na święto. Nie powstrzymały ich ani nierówności, ani kamienie, ani czeluście dolin, ani spadziste wzgórza. Zbliżyli się do wroga gotowi umrzeć albo zwyciężyć.

W pierwszym szeregu ze strony pełnego chwały króla (Alfonsa VIII —j.r.) jechał jego szlachetny, wierny i potężny wasal Diego Lopez, a z nim Sancho Femandez, syn Fernanda, króla Leónu, i siostra Diega–Urraca, syn jego – Lope Diaz oraz inni jego krewni, przyjaciele i wasale. Ze strony króla Aragonu pierwszym szeregiem dowodził Garcia Romero, człek szlachetny, pełen ruchu i dochowujący wierności. Kolejne linie po prawej i lewej stronie ustawiono tak, jak wymagał tego porządek bitwy. Królowie dowodzili ostatnimi szeregami, każdy oddzielnie. Po swojej stronie król Nawarry miał szereg ze wspaniale uzbrojonymi mężami (...) Ustawieni w pierwszych rzędach odkryli, że Maurowie są gotowi do bitwy. Zaatakowali więc, walcząc jeden przeciw drugiemu, ręka w rękę, dzierżąc lance, miecze i topory wojenne, tak że nie było już miejsca dla łuczników.

Chrześcijanie natarli. Maurowie ich odepchnęli. Rozlegał się szczęk broni i tumult bitewny. Rozpoczął się bój, ale żadna strona nie przeważyła, i choć raz spychali wroga, innym razem to wróg ich zawracał. W pewnym momencie pewni nikczemni chrześcijanie rzucili się do ucieczki i odwrotu, krzycząc, że armia chrześcijańska przegrywa. Kiedy pełen chwały i szlachetny król Kastylii, gotów raczej umrzeć, niż doznać porażki, usłyszał te okrzyki zatracenia, rozkazał dzierżącemu przed nim sztandar spiąć konia i ruszyć czym prędzej na wzgórze, gdzie toczyła się główna bitwa. Ten uczynił tak od razu. Kiedy chrześcijanie wspięli się na górę, Maurowie myśleli, że to dotarły nowe posiłki i wycofali się powaleni Mocą Naszego Pana Jezusa Chrystusa. Król Maroka siedzący pośród swych ludzi, otoczonych przez wojów wybranych do bitwy, dosiadł konia albo klaczy, spiął go i ruszył do ucieczki. Jego ludzi zabito i powyrzynano całymi zastępami, a usiany namiotami Maurów obóz zamienił się w ich cmentarzysko. Ci, którym udało się uciec z pobojowiska, błąkali się grupkami po górach niczym owce bez pasterza. Gdziekolwiek na nich ktoś natrafił, od razu ich zarzynał”.

Zamysł autora był jasny – tylko dzięki odwadze króla Kastylii udało się wygrać bitwę. A „pewni nikczemni chrześcijanie”, choć nie wiemy, pod kim służyli, zawiedli. Ciekawe, jaka wersja obowiązywała w Nawarze i Aragonii?