Język hiszpański ma przedziwną urodę. Dźwięk poszczególnych słów i melodia całych fraz tak pobudzały wyobraźnię pisarza angielskiego Somerseta Maughama, że uważał hiszpański za najpiękniejszy język świata. Same nazwy występujące w tym zeszycie – jak Despenaperros, Santiago de Compostela, Sierra Morena czy miejsce bitwy Las Navas de Tolosa – wprowadzają nas w świat egzotycznej baśni.
Jeden Alfonso jest w tej baśni Waleczny, drugi Szlachetny, a Sancho – nawet Upragniony. Ów wzniosły przydomek wziął się z długiego oczekiwania jego matki, pięknej Berengueli, na stan błogosławiony i poród syna. Kiedy umarła, ojciec Alfons VII ożenił się powtórnie, z dziewczyną podobno również urodziwą, ale o imieniu – dla nas przynajmniej – wcale niepięknym. Otóż zwała się ona Ryksa. Czar egzotyki pryksa – pardon! – pryska do reszty, kiedy dowiadujemy się, że była córką Władysława – tego z synów Krzywoustego, którego przyrodni bracia wygnali z ojcowizny.
Macocha Sancha Upragnionego rychło owdowiała, bo starszy od niej o 30 lat mąż rozchorował się podczas wojny przeciw Maurom i umarł. Piastówna nie przyniosła szczęścia także drugiemu mężowi – Rajmundowi, bratankowi króla Aragonii – którego zabiła na wyprawie krzyżowej strzała wypuszczona z muzułmańskiego łuku. Ale tak jak jej ojciec wrócił do Polski dzięki protekcji cesarskiej, tak i ona, korzystając z tej samej protekcji, po raz trzeci wyszła za mąż. Tym razem za niemieckiego księcia Albrechta, któremu udało się pożyć dostatecznie długo, by spłodzić z Ryksą kilku synów.
Matrymonialny upór wnuczki Krzywoustego był wcale nie mniejszy od uporu katolickich przywódców rekonkwisty.
Upór ten przejawiał się w ciągu stuleci bynajmniej nie w walce z Maurami, ale w bojach między nimi samymi. To byli typowi średniowieczni feudałowie, zawistni o swe udzielne włości jak wszyscy europejscy książęta od Rusi po Anglię, Piastowiczów oczywiście nie wyłączając. Kiedy na wezwanie papieża Hiszpanie nareszcie zjednoczyli swe siły, łatwo pokonali Maurów, którzy zresztą także sami brali się za łby. Wniosek z tego taki, że mechanizmy rządzące ludzkimi społecznościami są wszędzie podobne, niezależnie od tego, w jak pięknym języku je nazwiemy.